JEŚLI SKOPIUJESZ COŚ Z TEGO BLOGA, ABY CZERPAĆ WŁASNE KORZYŚCI - MOJE GLANY NIE WYTRZYMAJĄ!!!

OSTRZEŻENIE:

Czytanie bloga zagraża życiu lub zdrowiu (potwierdzono naukowo)!

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 11


Zanim przeczytacie to coś, czego nawet nie można nazwać rozdziałem - za krótkie! - chciałam Wam polecić bloga:
  •  Dla fanów Led Zeppelin: Babe, I'm gonna leave you (Dżej Page) - bardzo dobra, aczkolwiek moim zdaniem za mało doceniana pisarka.


Oral sex



Slash leżał na kanapie w koszulce, w której ostatnio robił mu 'mini sesję zdjęciową' Steven. No przecież kupił sobie nowy aparat, to musiał go gdzieś wypróbować. Duff siedział na fotelu obok wpatrując się tępym wzrokiem w gitarzystę. Na jego twarzy gościł grymas. Był blady i rozczochrany. Jednym słowem - wyglądał jakby miał za chwilę zemdleć. Hudson opierał głowę na skrzyżowanych rękach.
Palił papierosa i podziwił wydychane kłęby dymu. Gunsi znów nie robili zupełnie nic. Nie chciało im się grać, a nawet nie mieli ochoty iść do baru i się opić. Po prostu nie mieli zupełnie siły ruszyć się z miejsc, w których się znajdowali. Właśnie dlatego Izzy już od dwóch godzin siedział na stole w kuchni, opierając głowę o garnek, odwrócony dnem do góry. Zeppelini byli w swoim pokoju na górze. Page coś brzdąkał na gitarze, a Plant od czasu do czasu podśpiewywał mu, dodając otuchy wszystkim domownikom swoim melodyjnym głosem. Z gramofonu wydobywały się ciche dźwięki winyla Deep Purple. McKagan coraz intensywniej wpatrywał się w koszulkę Hudsona. W końcu Saul nie wytrzymał.
- Duff, kurwa, co ty robisz?
- Ale co? - spytał zagubiony blondyn.
- No wgapiasz się w moją koszulkę i najbezczelniej w świecie rozbierasz mnie wzrokiem, jebany homosie!
- Że ja?!
- A kto? Może ja?!
- Nieee... No bo patrz. - powiedział Duff i wstał z fotela, na którym siedział. Podszedł do bruneta. - No patrz. - Slash pochylił głowę i spojrzał na nadruk.
- No nic nadzwyczajnego nie widzę. - powiedział.
- Bo ci jeszcze nie pokazałem, debilu! - zirytował się chłopak. Stanął nad Slash'em i wskazał na napis na koszulce, a konkretnie na słowa: "ORAL SEX".
- Nie wiem, o co ci chodzi. - mruknął Slash.
- Ale patrz! Jak weźmiesz takie Axl Rose i 'oral sex' to przecież to jest z tych samych liter! Patrz! - Duff zaczął naciskać palcem na koszulkę Slash'a, w miejscach, gdzie znajdowały się odpowiednie litery, W ten sposób basista przeliterował: 'Axl Rose'.
- A-x-l-R-o-s...
- Duff! Zboczeńcu! - wrzasnął Hudson i zepchnął rękę McKagan'a.
- No co? Axl Rose - oral sex! - zachichotał blondyn.
- A ty wiesz co...? - Mulat wybuchnął śmiechem. - Axl Rose - oral sex! - krzyknął nie przestając się śmiać. Odłożył dymiącego papierosa do popielniczki. Na dół zszedł Rudy.
- O co chodzi? - zapytał podirytowany.
- A o nic. - powiedział zadowolony Duff.
- McKagan! Hudson! O co chodzi?!- wrzasnął.
- No, bo patrz! - powiedział Slash i zrobił to samo, co Duff, pokazując mu swoje odkrycie. Tyle tylko, że Slash pokazywał sam na sobie, a nie na koledze. Axl widząc to zrobił wielkie oczy.
- Co?!
- Axl, Axl, Axl... - powiedział Żyrafa. - My wiemy, że ty preferujesz seks oralny, ale nie musisz od razu tego tak ukrywać.
- Co?!
- No wiesz.
- Czemu wy mi się wpieprzacie do moich spraw łóżkowych?! - krzyknął wściekły.
- Oooo... Axl i jego sprawy łóżkowe. Na ciekawe schodzicie tematy. - powiedział Steven, który właśnie zszedł na dół.
- Co?! - ryknął wściekły Axl.
- Ale no weź. - wtrącił basista. - My się przecież nie pytamy, kiedy, gdzie i z kim sypiasz. Chociaż osobiście uważam, że Charlotte była całkiem niezła...
- Duff! Jeszcze słowo, a twój krzywy ryj posmakuje mojej pięści! - zagroził Rose pokazując chłopakowi zaciśniętą dłoń.
- No spokojnie... - rzucił Izzy przechodząc przez pokój.

Tymczasem piętro wyżej...

- Ja ma lepszą klatę! - krzyknął Jimmy.
- Ha! Marzenia! - odpyskował John Paul.
- Tak? To patrz! - krzyknął chłopak i podwinął koszulkę.
- No, taaa jasne! - Jones zrobił to samo, co Page.
- Po co się kłócicie? Przecież nikt w ciągu dalszym mnie nie pobił! - zamachał im pomiędzy twarzami ręką Bonham. Stał bez koszulki i obserwował poczynania kolegów. Piorunowali się wzrokiem. Nagle do pokoju wszedł Plant, wychodząc z łazienki,  z ręcznikiem na biodrach.
- Wy to jesteście naprawdę głupi. - skwitował podchodząc do kolegów.- Przecież nie macie szans Robertem Plant'em! - wykrzyknął. Wszyscy razem spojrzeli na jego klatę. Jimmy uniósł jedną brew do góry, przekazując blondynowi, że trochę powątpiewa w jego wypowiedź.
- A chcesz się kłócić? - zapytał Page. - To ściągaj ten pieprzony ręcznik! - i rzucił się na Plant'a. Złapał go, za krawędź ręcznika.
- Ty geju! - wrzasnął wokalista i odepchnął chłopaka. - A spróbuj jeszcze raz to pożałujesz!
- Tak? A co? Zaraz! Plant ma małego! - Page zaczął się śmiać. Robert zrobił obrażoną minę. A po chwili chwycił za najbliżej leżącą poduszkę i przyłożył nią gitarzyście. Brunet skoczył na równe nogi i odpłacił się Plant'owi. Przez chwilę okładali się poduszkami we dwóch, ale za moment przyłączyła się reszta zespołu. Nagle Bonzo uderzył w twarz Page'a. Chłopak obrócił się w bok i poleciał do tyłu. Wpadł na drzwi. Przy framudze od ściany odpadło trochę tynku. Niezłamany Jimmy rzucił się z rządzą mordu wypisaną na twarzy w stronę perkusisty. Przebiegając obok Johna podciął go, sprawiając, że basta wpadł na stół, który ujechał pchnięty, na ścinę. Powstało niewielkie wgniecenie. Robert uderzył Jimmy'ego w plecy, a on rzucił poduszkę, w kierunku napastnika. Plant w ostatnim momencie zdążył się uchylić, a pocisk trafił w wiszący na ścianie obraz. Rama spadł w dół z impetem powodując kolejny huk. Bonzo kucnął unikając ataku drugiego John'a. Zamachnął się i przewrócił basistę. Blondyn upadł i przewrócił puste butelki po alkoholach, a one jak domino poprzewracały się, rozbijając na podłodze. Jimmy złapał jeszcze jedną, nie do końca zbitą i rzucił w Plant';a. Wokalista znów schylił się przed pociskiem. Szkło rozbiło się na drzwiach. Zeppelini biegali i demolowali pokój, bijąc się tylko op to, kto ma lepszą klatę...

Tymczasem piętro niżej...

- Jak myślicie, co oni tam robią? - zapytał Slash patrząc na sufit i kołyszącą się lampę. Z gry słychać było huki i krzyki, a na do datek cały dom się  trząsł.
- Nie wiem. - Steven wzruszył ramionami.
- To Izzy im powiedział, żeby czuli się, jak u siebie w domu. - rzucił Duff.
- Ja tam bym się bardziej martwił o to czy... - Axl zatrzymał się w pół zdania, kiedy usłyszeli dźwięk dźwięk tłuczonego szkła i wszystko nagle ucichło. Gunsi wymienili przestraszone spojrzenia i popędzili na górę. Otwarli z impetem drzwi. Klamka uderzyła o ścianę.
- O kurwa... - powiedział Izzy wodząc wzrokiem po pomieszczeniu. Pokój nie prezentował się za dobrze. Na podłodze było pełno rozbitego szkła. Wszystko było poprzewracane. Pościel porozrzucana po całym pokoju. Istny chaos. Zrezygnowany Duff machnął na wszystko ręką i wyszedł. Chłopaki zaczęli w miarę ogarniać pokój. Zasnęli o 24.
Plant obudził się w środku nocy. Wstał z łóżka i zszedł na dół po szklankę wody. Znaczy szklankę czegoś mocniejszego, po czym będzie mógł zasnąć. Upił kilka łyków napoju wyglądającego jak woda i tylko trochę różniącego się od niej nazwą. Zmęczonym, ociężałym krokiem dowlekł się na kanapę. Nie chciało mu się wchodzić na górę po schodach. Wygodnie rozłożył się na sofie i przymknął oczy. Usłyszał kroki i szmery. Podniósł powieki. przez szyby wpadało do pokoju nikłe światło ulicznych neonów i lamp. Do tego wciąż świeciły się na ruchliwej ulicy Los Angeles reflektory jadących w różnych kierunkach samochodów. Blondyn powoli podniósł się na łokciach. Rozejrzał się po pokoju. Dostrzegł znajomą sylwetkę przyjaciela siedzącego przy stole. Wytężył wzrok i przyjrzał się lepiej chłopakowi.
- Jimmy, co ty tu robisz tak późno? - zapytał ciekawy. Nikt mu nie odpowiedział. Brunet musiał lekko poruszyć głową, ponieważ zadrżała jego czupryna. Roberta zastanowiło to niecodzienne zachowanie. Pomału zsunął się z kanapy i stanął na podłodze. Uważając, żeby się na niczym nie poślizgnąć i o nic nie potknąć wokalista dotarł do kolegi. 
- Jimmy? - zapytał przestraszony. Oparł ręce na ramionach gitarzysty. - Co się stało? - zapytał lekko zirytowany. Page wstał z krzesła. Odwrócił się w stronę przyjaciela. Robert spojrzał w jego krwistoczerwone, połyskujące tęczówki. Przeraziły go do szpiku kości. Oczy prawie wyszły mu z orbit.
- Jimmy, co ci jest? - zapytał oszołomiony. Gitarzysta mrugnął do niego i uśmiechnął się szeroko. Błysnął swoimi wampirzymi kłami. Plant prawie stracił przytomność.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!! - krzyknął przeraźliwie. - Spokojnie Robert, to był tylko zły sen, nic więcej... - uspokajał się szeptem siedząc na łóżku. Nagle przyszła mu do głowy okropna myśl. Wstał z łóżka i podszedł do Page'a z latarką.Nachylił się nad nim. Ledwo powstrzymywał drżenie rąk. Włączył latarkę. Oświetlił twarz Jimmy'ego. Zajrzał mu w usta szukając kłów. Nic nie znalazł. Nagle brunet się obudził. Zobaczył twarz Plant'a z (w jego mniemaniu) uśmiechem psychopaty. Wokalista zaglądał mu w zęby. Jimmy krzyknął spanikowany i wybiegł z pokoju.
- Plant, debilu. - mruknął rozbudzony John Paul. Ten to chyba nigdy nie sypiał... - Zapomniałeś, zę on się cholernie boi dentysty? - zapytał zirytowany.

(Nie, Tina, nie byłam inspirowana Twoim blogiem. Powiedziałabym raczej Twój blog moim rozdziałem, bo napisałam go już daaawnoo temu. xD <przyp. aut.>)

Następnego dnia...

Axl, Slash i Duff weszli do domu. Czy oni non stop musieli gdzieś łazić?! Pierwsze co im się rzuciło w oczy był Izzy. Rytmiczny skakał po kanapie z gitarą elektryczną. Grał do piosenki, rozbrzmiewającej w pomieszczeniu. Nucił pod nosem utwór Queen (ostatnio Slash i Steven włożyli tą kasetę do magnetofonu, a komu by się tam chciało ją zmieniać na inną? Więc Stradlin tylko podszedł do urządzenia i nacisnął 'play').


I don't need him nosin' around"


 Chłopcy popatrzyli na niego zdziwieni i rozeszli się w swoich kierunkach. Po kilkunastu minutach Slash zszedł na dół. Zignorował szatyna na kanapie, skaczącego teraz do innej piosenki i wyszedł z domu. Za chwilę na dół zszedł Axl. Popatrzył współczująco na swojego gitarzystę i też wyszedł na dwór. Dostrzegł Saul'a na rowerze z bardzo fajną koszulką.



- Fajnego masz Harley'a Hudson! - skomentował złośliwie. Slash pokazał mu swój ulubiony gest, który po części stał się już jego odruchem. A przynajmniej wykonywał go rutynowo podczas rozmów z Rose'm.
- Oj, Slash'uni mój, nieładnie to tak pokazywać koledze środkowego palca. - denerwował go Rudy.
- Nieładnie to tak obnosić się z symbolami szatana. - powiedział dumny z siebie gitarzysta uśmiechając się złośliwie.
- Szatan symboli nie nosi. - odparł wokalista i pobiegł przed siebie, usatysfakcjonowany swoją odpowiedzią.
_____________________
Krótki ten rozdział... Dwa zdjęcia... Muszę Wam to zrekompensować.

sobota, 19 kwietnia 2014

Roxy jest w kropce.


Kochani!

Wczoraj, jak to mam w zwyczaju, powinnam opublikować kolejny rozdział. Jak doskonale wiecie - rozdziału nie było. Mogłabym się tłumaczyć, że znów nie miałam internetu, że wróciłam późno do domu itp., ale to by nie miało sensu. Jest inny problem. Przejdźmy do rzeczy.

Kiedy zakładałam bloga miałam już mniej więcej zaplanowane całe opowiadanie. Wiedziałam, jak je zakończę, na czym będzie polegać akcja. I w tym momencie jestem w tej części opowiadania, że nie wiem, co mam dalej pisać. Dlatego też chciałam Was poprosić, abyście wyrazili swoje zdanie. Wy - jako czytelnicy jesteście dla mnie obecnie najważniejsi i chciałabym dla Was jak najlepiej, bo na to zasługujecie, nagradzając mnie tak miłymi komentarzami. Utwierdzacie mnie nimi w przekonaniu, że ten blog jednak ma jakiś sens! I dlatego daję Wam prawo wyboru czym ma być to opowiadanie.

I tutaj zaczyna się temat tytułowej kropki. :/ Nie wiem co mam zrobić z "Welcome to the Jungle & Dazed and Confused". Nie wiem, czy to ma być romantyk, czy może kryminał, czy dalej pisać tak jak piszę. Ale doskonale wiecie, że teraz w opowiadaniu praktycznie nie ma żadnej akcji. Nic się nie dzieje. Opisuję zabawne wydarzenie, sytuacje zaistniałe w Hellehouse, w których dodatkiem i ubarwieniem jest obecność zespołu Led Zeppelin. Na wszystkie opcje opowiadania (czy mam z tego zrobić romantyk, kryminał, czy nic nie zmieniać) mam już przewidziane scenariusze. Oczywiście cokolwiek nie napiszę to wciąż będzie tak samo śmieszne jak jest do tej pory, nie obawiajcie się. Naprawdę zależy mi na Waszych opiniach. Piszcie w komentarzach co myślicie. Ja będę zadowolona prowadząc każde z opowiadań, jeżeli tylko Wy wciąż będziecie komentować. :)

Tak więc piszcie co mam zrobić z tym opowiadaniem, bo jeżeli się nie dowiem, to nie mogę tworzyć nowych rozdziałów, a jesteśmy w takim momencie akcji, że przydałoby się jakoś pokazać czym ma być cały blog (jak na razie).

~ Wasza Roxy/Killer Queen/Lady Evil

wtorek, 15 kwietnia 2014

Happy Easter!


Kochani... Mamy Święta Wielkanocne! Wszystkiego Najlepszego i takie tam. xD

Weny do pisania nowych rozdziałów na Waszych wspaniałych blogach! :D




P.s. Przed Świętami RACZEJ nie pojawi się nowy rozdział, ale to nic pewnego! Tak tylko przewiduję. ;)

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 10


Roxy jest obrażona na bloggera, ponieważ w wyniku chwilowej awarii internetu usunął jej jeden rozdział. :'C

 

Suprise

Axl wszedł do domu, wracając z porannych zakupów, a jednocześnie orzeźwiającego spacerku. Duff siedział na kanapie w salonie i oglądał telewizor. W jednej ręce trzymał pilota, a w drugiej puszkę pepsi.
- Pepsi? - zapytał zdziwiony Rose patrząc na puszkę.
- Tak. - opowiedział Duff z pretensją w głosie, ale jednak przewijała się w nim także rozpacz.
- Ty dalej o ten mecz? - jęknął znudzony Rudy zdejmując buty. McKagan nic nie odpowiedział. Kiedy Axl rozpakowywał zakupy basista wstał i poszedł na górę do pokoju swojego, Steven'a i Slash'a. Hudson usiadł przy stole naprzeciwko Axl'a.
- Zagrałbyś? - zagadnął rozkładając na stole karty.
- A w co?
- No... Może w wojnę, albo w brydża, albo w... pokera!
- No to możemy zagrać w wojnę, na pokera nie mam dzisiaj ochoty. - Saul już chciał powiedzieć, że nie, nie ma ochoty, tylko boi się, że przegra zbyt dużo kasy, ale się powstrzymał. I słusznie. Po co denerwować Rose'a? Potasował karty i zaczął rozdawanie. Już prawie skończył, kiedy zatrzymał go przeraźliwy krzyk, dochodzący z jego pokoju, który dzielił z Duff'em i Steven'em.
- Aaaaa!!! Slash!!! Chodź tu szybko! - gitarzysta zerwał się jak oparzony. Wbiegł do pokoju na górze. Duff siedział przerażony na parapecie.
- Nie mówiłeś, że trzymasz w pokoju syczące pudło! - wykrzyknął szeptem (Ja nie wiem, jak można krzyczeć szeptem... ;D <przyp. aut.>) oburzony McKagan. Slash przewrócił oczami. Podszedł do pudła i uchylił wieko.
- Duff, Duff, Duff... To nie jest żadne syczące pudło, tylko mój skarbuś. - brunet schylił się i wyciągnął ze środka olbrzymiego boa. Blondyn prawie zemdlał na widok ogromnego gada. Czyli przez cały czas ten wąż siedział w tym pudełku? W pokoju, gadzie on spał?! Slash wziął na ręce gada i pogłaskał po gładkiej głowie.
- A po za tym "moje boa są całkiem miłe". -  Zaciekawiony poruszeniem Plant wszedł do pokoju. Kiedy zobaczył boa prawie pisnął z radości. Szybko pokonał dzielącą ich odległość i ku zdumieniu Duff'a zaczął głaskać zwierzątko.
- Jejku! Dlaczego nie mówiliście, że macie boa w domu? - spytał nie przestając pieścić zwierzaka.- O tak! Tak mi się podoba! - mówił do gada. - Jak ma na imię? - zapytał Slash'a.
 - Freddie.
- Hmm... Freddie... O tak! Freddie kocha Lobelta, plawda? O tak... Jeśtem taki milusi i słodziusi... Jeście bym chciał! Ojejciu! Jaki ja jeśtam śłodki i kochaśny! Tatusiu jeście! - Plant przemawiał do węża jak do małego dziecka. Duff patrzył na całą sytuację z niedowierzaniem. Robert zamiast przestraszyć się gada był nim zachwycony. Tymczasem w drzwiach stanął Bonzo.
- Robert? - zapytał unosząc jedną brew do góry. - A z resztą... - machnął ręką i zszedł na dół po schodach zostawiając Plant'a ze swoim nowym bóstwem.

Następnego dnia...

Zeppelini wyszli rano z domu. Było bardzo ciepło. Z uchylonego okna w Hellhouse sączyło się "Bohemian Rhapsody". Upalny dzień zupełnie nie wskazywał na wydarzenia, jakie miały mieć dzisiaj miejsce. Slash siedział na kanapie wpatrując się w sufit. Myślał o wczorajszych wydarzeniach. Zastanawiał się, kiedy wykończy swój limit szczęścia. No bo jak tak się zastanowić to miał go naprawdę dużo w życiu. Niby jego rodzice się rozwiedli, no ale potem było lepiej. Dzięki ojcu często ich dom odwiedzały sławne gwiazdy. Potem trafił do babci. Kupiła mu wspaniały sprzęt. Dostał swoją pierwszą gitarę. Potem za Steven'em trafili do Gunsów. Zamierzają wydać płytę. Mają kilka fajnych kawałków. Mieszkają z Led Zeppelin. Kilka dni temu spotkał Aerosmith...


"Mama, ooh (anyway the winds blow), I don't wanna die
I sometimes wish I'd never been born at all.

I see a little silhouette of a man,
Scaramouche, scaramouche, will you do the Fandango.
Thunderbolt and Lightning, very very fright'ning me.

(Galileo) Galileo
(Galileo) Galileo
Galileo figaro, magnifico.

I'm just a poor boy and nobody loves me.
He's just a poor boy from a poor family,
Spare him his life from this monstrosity. "

Nagle jego rozmyślania przerwał Steven.
- Slash...?
- Co?
- Suszy mnie...
- Echhh... Ty niewypita blond wiewiórko...
- Co?
- No wiesz. Niewyżyta - niewypita. A tak jakoś chciało mi się kogoś porównać do wiewiórki. No kapujesz!
- Ale to pójdziemy?
- Gdzie?
- Czy ty się wczoraj urodziłeś? W ogóle to co ty taki niejaki dzisiaj jesteś?
- Nie wiem... Nic mi się nie chce...
- To pogoda tak na ciebie działa.
- Może.
- To idziemy?
- A nie możemy się napić tutaj? - zrezygnowany Popcorn wyjął z szafki dwie butelki wódki. Jedną podał koledze, a drugą wziął dla siebie. Po 30 minutach opróżnili zaledwie 3/4 butelek. Na podjeździe usłyszeli silniki motorów. Zerwali się na równe nogi i doskoczyli do drzwi. Wymienili zdziwione spojrzenia. Hudson otworzył drzwi. Przez cienką szparę do środka wdarły się ciepłe promienie słońca. Steven niepewnie zbliżył się do szpary. Warkot silników ustał. Slash otworzył drzwi. Na początku poraziło ich oślepiające słońce. Po chwili ich oczy przyzwyczaiły się do blasku. Zaniemówili.



- O kurwa! - powiedział Slash. Adler nie wiedział jak zareagować. Wpatrywali się w Zeppelinów jak w obrazek. Po raz kolejny.
- Wiedziałem, że mają dużo kasy, ale tego się nie spodziewałem. - szepnął Steven na ucho Mulatowi. Na zewnątrz wyszli Izzy, Axl i Duff. Zerknęli na kolegów z zespołu i popatrzyli w kierunku motorów. Izzy podniósł wzrok z opon i prawie zadławił się powietrzem, kiedy zobaczył, kto był właścicielem pojazdów. Ledzi to ich jednak potrafili zaskoczyć. Plant zsiadł z motoru i podszedł do współlokatorów.
- I co? - zagadnął. - Fajne, nie? - powiedział z uśmiechem. - Tylko zastanawialiśmy się, gdzie możemy je trzymać... - "Dla nich mógłbym nawet oddać mój pokój!" - pomyślał Slash.
- No... - wyjąkał Stradlin nie mogąc się otrząsnąć z szoku, jaki przeżył.
- Parę metrów za Hellhouse jest taka stara szopa... - powiedział cicho Axl. Jimmy spojrzał w jego kierunku. - O tam. - Rose pokazał palcem kierunek. Zeppelini natychmiast pojechali we wskazaną stronę. Bonzo przejechał obok Rudego na tylnym kole. Duff, Slash i Steven poruszali głowami jak zahipnotyzowani śledząc trasę motorów. Izzy nawet nie obrócił głowy. Próbował przetrawić wydarzenia. Nie za bardzo mu wychodziło. W uszach szumiał mu warkot silnika. Znów zapragnął być gwiazdą i mieć mnóstwo pieniędzy. Obrócił się do kolegów. Anglicy cięgle jeździli na motorach wykonując efektowne triki. Popisywali się jak tylko potrafili. Izzy zastanawiał się, skąd oni w ogóle wzięli te motory? Kopnął leżący obok kamyk.
- Ja się ich normalnie zaczynam bać... - powiedział cicho. - Jeszcze w życiu nie spotkałem kogoś, kto potrafiłby mną tak manipulować. Oni potrafią wprowadzić mnie w stan szoku, a kiedy indziej mogę się z nimi śmiać jak ze starymi znajomymi i bezgranicznie im ufam. - znów nastała grobowa cisza.
- Pani się pyta w szkole Jasia: "Jasiu, kim byś chciał zostać jak dorośniesz?". Jasiu niewiele się zastanawiając odpowiada: "ROCKERSEM". "Jasiu, a czym zajmuje się ROCKERS?". Pyta się pani. "Rockers śmiga na motorze, pije piwo i wali panienki". - wyjąkał Steven głosem wypranym z uczuć, powoli wracając do świata żywych. Gunsi pokiwali głowami przytakująco.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Izzy Stradlin!


08.04.1962 r.

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO IZZY!!!!
:D













Izzy'ego jeszcze uczcimy, spokojnie! ;)

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 9


Baseball


Duff wszedł pierwszy na boisko. Zaraz po nim doczłapali Steven, Axl, Izzy, Jimmy, Robert, John, John i Slash. Ten ostatni nie był zbyt zachwycony pomysłem gry w baseball. No ale jak to tak pojechać do Ameryki Północnej i nie zagrać w baseball?!
- Trzeba się podzielić na drużyny. - stwierdził Duff. - Ja proponuję, żeby Zeppelini zagrali razem, jako jedna drużyna, a my zagramy razem jako jedna. Hudson będzie sędzią. Ja jestem miotaczem! - Zeppelini odeszli od Gunsów, aby wszystko ustalić.
- A co jeśli ja nie chcę być z tobą w drużynie? - zapytał Adler.
- To nie grasz i tyle!
Kilka metrów dalej...
- To jak będziemy się nazywać? - spytał Jimmy.
- Led Zeppelin. - powiedział dumnie Plant.
 Kilka metrów dalej...
- To jak będziemy się nazywać? - o to samo zapytał Popcorn.
- No Guns N' Roses, a co żeś myślał? - zniecierpliwił się Duff.
- A wy w ogóle wiecie jak się w to gra? - Axl był bardzo ciekawy.
- Ja wiem. - odparł McKagan. - Jesteśmy jedną drużyną. Je jestem miotaczem, Izzy będzie łapaczem. Axl i Steven, wy pilnujecie, żeby Ledzi nie zdobyli piłki.
 Kilka metrów dalej...
- Jimmy będzie odbijał piłkę. - stwierdził Plant.
- A skąd ty wiesz, jak się gra w baseball? - zapytał zaskoczony Jones.
- Wiem i tyle.
- To jak mam odbijać tą piłkę? - zapytał Page.
- Zaraz dostaniesz taki specjalny kij, ale pamiętaj, że masz ODBIĆ PIŁKĘ! Tylko nie na boisko, proszę... I uważaj z tym kijem! - Robert podał gitarzyście kij baseballowy. Zaczęła się gra. Wszyscy zajęli pozycje. Duff rozejrzał się po boisku. Każdy był na swoim miejscu. Wziął zamach i... rzucił! "Odbij to, odbij to, odbij to...!" - modlił się w duchu Plant. Piłka była coraz bliżej kija i bliżej, bliżej, bliżej...
- Jeeeeessstt!!!! Ttttaaaakkkkkkk!!!! - zabrzmiał aplauz po tym jak Page sprawnie odbił piłkę. Tylko odbił w trochę innym kierunku niż powinien... Nie przejmował się tym. Rzucił kij i pobiegł do bazy. Izzy stał nie wiedząc co robić. W końcu zdecydował się i pobiegł na trybuny w poszukiwaniu zaginionej piłki, którą posłał tam Jimmy. Gitarzysta był już coraz bliżej bazy.
- Jeeeeesssttt!! - Page zaliczył pierwszą bazę, czym wywołał okrzyki radości wśród pozostałych członków drużyny. Teraz miał za sobą także drugą. Pędził po trzecią. Izzy nareszcie wypatrzył piłkę. Rzucił się w jej kierunku. Axl bacznie go obserwował. Duff spoglądał to na trybuny, to na trzecią, a za razem ostatnią bazę, która pozostała Page'owi. Bruneta dzielił od bazy jeszcze jeden krok. Stradlin złapał leżącą pod siedzeniem piłkę i uniósł do góry. Jimmy zaliczył ostatnią bazę. Brytyjczycy rzucili się na niego. McKagan stał na środku boiska nie wiedz ac, co zrobić. Spojrzał ponaglająco na Slash'a.
- A więc... Punkt zdobywa drużyna... - zawahał się - Led Zeppelin! - rockmeni zaczęli podrzucać Jimmy'ego do góry. Ale jeszcze się gra nie skończyła...
- Co?! - oburzył się blondyn. - Przecież Izzy dotknął piłkę, zanim Jimmy zaliczył ostatnią bazę!
- Kto tu jest sędzią? Ja też widziałem, jak było i przyznaję punkt Zeppelinom.
- Co?! Nie ma tak! Punkt dla nas! Gramy dalej! - basista oddalił się. Slash wzruszył ramionami i zajął się swoimi, ważniejszymi sprawami.


(Wiem - to zdjęcie też było zrobione po '87... xD <przyp. aut.>)

- Oooo... Slash, fajne masz bokserki. - rzucił mijający go Adler. - Białe.
- Pierdol się. - mruknął pod nosem już i tak rozdrażniony Hudson.
Po 8 rundach...
Był remis. Wszyscy walczyli teraz o ostatni, decydujący punkt. Ta drużyna, która go zdobędzie wygrywa cały mecz. Chłopcy stali na boisku. Hudson dalej na leżaku. Wszyscy czekali w napięciu na ciąg dalszy gry. Zeppelini modlili się w duchu, aby Jimmy odbił piłkę i zdobył punkt. Duff rozglądał się nerwowo po boisku. Nie wiedział co ma w tej sytuacji zrobić. Axl kłócił się o coś z Izzy'm, Steven szukał czegoś w trawie (Duff wolał nie pytać czego), a Ledzi przechadzali się po boisku. Na trybunach siedziało parę osób w pół zainteresowanych grą. McKagan nerwowo obracał w palcach piłkę. Przyjrzał się jej dokładnie. Była już trochą podniszczona, a szwy delikatnie postrzępione, ale wciąż nadawała się do gry. Brytyjczycy też całkiem nieźle radzili sobie w Amerykańskiej grze. Może powinni kiedyś zagrać w football? Chociaż to brutalna gra i mogłoby się to źle skończyć. W końcu zawodnicy wrócili na pozycje.
- Zaczynamy! - zawołał Izzy. Chłopcy spojrzeli na miotacza. Wyczekiwali chwili, kiedy będą mogli zawalczyć o wygraną. Duff skupił się. Ostatni raz rozejrzał po boisku. Przygotował się do rzutu. Odpowiednio się ustawił. Wziął zamach i rzucił przed siebie, w stroną Page'a.


Jimmy bacznie obserwował zbliżającą się piłkę. Atmosfera była napięta. Gdyby nie dzieląca zawodników przestrzeń zapewne każdy z nich swobodnie słyszałby bicie serca przyjaciela. Mężczyźni wstrzymali oddechy. Page wziął zamach i sprawnie uderzył z całej siły kijem w  piłkę. Ona poleciała wysoko do góry. Brunet nie widział, co dalej się z nią stało, gdyż popędził do bazy. Biegł pozostawiając za sobą chmurę piachu. Izzy ponownie rzucił się za piłką. Za nim popędzili Steven, Axl, Bonzo, John Paul Jones i Plant. Duff z bijącym sercem obserwował przebieg wydarzeń stojąc na środku boiska. Slash stanął na leżaku i obserwował grę. Axl potknął się o trawę (co w tym dziwnego?) i wywrócił się, uderzając zębami o ziemię. Na niego upadł John Jones, a na niego - Jimmy. Plant biegnący z tyłu dopadł Page i pociągnął go za łopatki przywracając mu równowagę. Pchnął go do przodu, a gitarzysta poleciał do bazy. Oczywiście tamtą zaliczył, bo dotknął jej placem upadając na basistę i wokalistę. Izzy obejrzał się do tyłu. Prawie mu oczy wyszły na wierzch, gdy zobaczył goniącego go Bonham'a ze Steven'em na plecach. Przyśpieszył. Widział piłkę. Już miał ją złapać, kiedy pod nogi rzucił mu się Plant. Stradlin upadł na trawę. Robert wstał i rzucił się w pogoń za piłką. Jimmy potknął się na drugiej bazie i teraz próbował zaliczyć trzecią. Blondyn już prawie chwycił piłkę, kiedy skoczył na niego Axl. Przeturlali się w przeciwną stronę, pozostawiając dostęp do piłki. Rytmiczny przeskoczył ich i rozpoczął wyścig z Bonzem o piłkę i wygrany mecz jednocześnie. Page czołgał się do ostatniej bazy, która mu pozostała. John poślizgnął się na trawie. Izzy już ledwo, ledwo dotknął piłki. Jimmy musnął opuszkami palców czwartą bazę, a Izzy złapał piłkę. Uniósł ją wysoko do góry. Pge ułożył głowę na bazie i zamknął oczy. Plant zapalił papierosa. Slash zdjął okulary przeciwsłoneczne. Duff upuścił rękawicę. Nogi same się pod nim ugięły. Opadła mu szczęka. Stał tak nie wiedząc co zrobić. Adler tarzał się obok leżaka Hudsona. Saul pomyślał, że przyszła pora, aby wrócić do sędziowania. Stanął obok Duff'a. Wszyscy podeszli bliżej. Slash przełknął ślinę i spojrzał na swoją 'widownię'.
- Tak więc... - zaczął - Mam nadzieję, że gra sprawiła wam dużo radości, bo nie zapominajmy, że o to chodzi w sporcie. - powiedział zdecydowanie pewniej - I myślę, że graliście fair, co mi, jako sędziemu dzisiejszej rozgrywki bardzo trudno sprawdzić, bo wszystko działo się wyjątkowo szybko. Mam nadzieję, że wam się podobało i daliście z siebie tyle, na ile was było stać. A teraz czas na ogłoszenie wyników. - Znów zapanowała napięta atmosfera. Slash stracił pewność siebie. - Zwycięzcą zostaje... Drużyna, która zdobyła ten ostatni punkt... A jest to... - zaczął się coraz bardziej jąkać - drużyna Led Zeppelin! - powiedział z przestrachem. Izzy posmutniał, ale musiał się pogodzić z bolesnym faktem przegranej. Duff nie zmienił pozycji. Wręcz odwrotnie. Klęknął i wytrzeszczył na Hudsona oczy. Axl zmarszczył gniewnie brwi. Zeppelini skakali z radości. Przybijali sobie piątki i wykrzykiwali 'Led-Ze-ppelin'. Slash pogratulował zwycięzcom. Izzy też Axl z pewnym oporem podał rękę Plant'owi i wymamrotał ciche "Gratuluję.". McKagan ocknął się dopiero po pięciu minutach podniósł się. Nawet nie otrzepał spodni z pyłu. pogratulował drużynie przeciwnej. Popcorn śmiał się z Bonzem i Page'm. Zadowoleni chłopcy zdążyli opuścić boisko, zanim wyrzucił ich z tamtąd ochroniarz. Zeppelini wyszli śpiewając "We Are the Champions".
______________________________________

Ankieta została zakończona. Wyniki to:

[Slasz] - 8 głosów
[Slesz] - 4 głosy
A do tego: 2 głosy na coś pomiędzy "a", a "e".

Jest taka krótka druga. :)