JEŚLI SKOPIUJESZ COŚ Z TEGO BLOGA, ABY CZERPAĆ WŁASNE KORZYŚCI - MOJE GLANY NIE WYTRZYMAJĄ!!!

OSTRZEŻENIE:

Czytanie bloga zagraża życiu lub zdrowiu (potwierdzono naukowo)!

niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 23



Snakebite



- Czyli mamy już trzy gadziny w domu?! - wykrzyknął przerażony Duff, kiedy Steven próbował mu delikatnie wytłumaczyć, że Slash zamierza zatrzymać węża smugowego u siebie w pokoju. Czyli także u Duffa w pokoju.
- Trzy? - spytał Adler. Jak do tej pory wiedział tylko o dwóch wężach mieszkających w Hellhouse.
- A Axl? - naprowadził go basista.
- Aa...-Aaaa! - Steven pokiwał głową.
- Ale czy ta gadzina jest jadowita?
- No jak się wydziera, ale nie w sensie, że jak śpiewa, tylko jak wrzeszczy, to czasem mam wrażenie, że ma ochotę...
- Nie Axl. Ten wąż, który, jak twierdzisz, wypełzł z kibla - wtrącił się McKagan.
- No... Slash mówi, że nie... Ale nie wiem. No bo wiesz - Steven ściszył głos - dla niego nawet śmiertelnie niebezpieczne węże są ssssłodkie.


***

Izzy wziął gitarę akustyczną i wyszedł z domu. Skierował się w stronę parku miejskiego. A nuż spotka tam jakiegoś trzeźwego kolegę! (Dobry żart! Izzy nie ma trzeźwych kolegów!) Po kilkunastu minutach był na miejscu. Usiadł na zacienionej ławeczce. Zaczął wygrywać jakieś skoczne melodie. Brzdąkał sobie bez celu zabijając czas. Potem zmienił trochę rytm. Dźwięki same się jakoś dopasowały. Część, którą można by rozbudować i wykorzystać na zwrotkę, coś do refrenu, jakaś chwytliwa melodia na początek, niedopracowany riff... Nie było źle. Kiedy Izzy szykował się do udoskonalania swojego dzieła, zobaczył idącego chodnikiem znajomego. Często pili razem w Troubadur.
- Richard! - zawołał, podnosząc rękę. Blondyn odwrócił się. Richard był wyluzowanym kolesiem, który całkiem przyzwoicie zarabiał w fabryce pił motorowych, więc, kiedy zbierało się w barze towarzystwo rockersów bez grosza, on stawiał. Po za tym miał zawsze fajne dziewczyny. Był zaradny i ambitny. Richard podszedł do Izzy'ego.
- Hej! - przywitał się. Trzymał w ręce butelkę Coli.
- Hej. A ty co, przestawiłeś się z procentów na kalorie? - zapytał, patrząc krzywo na szklaną butelkę.A jeśli Richard by przestał pic? Kto by im stawiał drinki? A tak w ogóle Richard, który by nie pił, nie byłby tym fajnym Richardem, z którym lubił spędzać czas.
- No widzisz, tak jakby - potem opowiedział Izzy'emu historię o tym jak jego dziewczyna wytłumaczyła mu, o ile lepiej pić wodę mineralną od alkoholu. Zauważyła, że różnią się właściwie tylko smakiem, a jeśli chce zrobić wrażenie na kolegach, to może pić wodę z butelki po wódce (uprzedzając, że to ona wypiłaby ówcześnie wódkę). Ale Richard nie dał się przekonać, no bo przecież to nie wygląd się liczy, a smak! A Izzy co o tym sądzi? Też jest za alkoholem. Doskonale, doskonale. Przynajmniej nie jest osamotniony. A co u nich słychać? Jak tam z Zeppelinami? Bo on, Richard, też by chętnie ich poznał. Mógłby? Czy Izzy uważa, że by z nim pogadali? Uważa, że by go polubili! Super! Ale mu radość sprawił tą uwagą! Zeppelinów często nie ma w domu? To nic. Przecież nie musi ich poznać w domu. Wolą spędzać czas w swoim towarzystwie? Chyba się nie obrażą, jeśli Richard zajmie im chwilkę. IZZY KIEDYŚ GRAŁ Z PLANTEM "STAIRWAY TO HEAVEN"?!! On też by był bardzo szczęśliwy, gdyby tak mógł. No przecież Izzy wie, że umie to zagrać. Kto nie umie? A może zaprosi Zeppelinów na drinka? Czemu to kiepski pomysł? Fani mu nie przeszkadzają. Nawet, jeśli rzucą się na Zeppleinów, to co? W końcu Zeppelini to Zeppelini - mają prawo wzbudzać histerię i doprowadzać dziewczyny do gorączki, swoimi uśmiechami i ruchami. Tak, on też uważa, że są kobiece. Nie, no pewnie, nikt nie uważa, jakoby Zeppelini nie byli wystarczająco męscy, aby być mężczyznami! To Izzy mógłby go zaprosić, żeby pogadał z Zeppelinami? Okej, niech spróbuje. Może znajdą jakiś wolny termin, w którym by upchnęli jego wizytę... Nie mają tak dużo do roboty? To dziwne. Raczej myślał, że mają jej całkiem sporo. No tak, już się trochę napracowali. Tak, on też uważa, że krótki odpoczynek się im należy. A co z ich płytą? Nie, nie Zeppelinów, Gunsów. Dobrze? No to fajnie. Bo Richard też chciałby nagrać płytę. Może wpaść kiedyś do studia?! Jaka miła propozycja! Bardzo fajnie! Cool. Tak, Izzy też uważa, że to cool. No to ekstra. Niech no popatrzy, jak to oni się świetnie dogadują. A może Izzy chce trochę procentów? On stawia! Miał nie pić? Chrzanić to. Co tam dziewczyna! Izzy'ego tknęło sumienie i nie chce, żeby przez niego Richard miał kłopoty? Przyjemne. Izzy to jednak dobry kolega. A może by mu coś zagrał? Oo, zagra! Miło. Coś z płyty? Jeszcze lepiej! Czemu akurat tytuł "My Michelle". Aha, to od dziwki. A jakiej, jeśli można spytać? A, znajoma Axla, okej. Nie, nie martwi się, że gorzej będzie brzmiało na gitarze akustycznej nić elektrycznej. Zamienia się w słuch. No, no, niezłe. Nie może się doczekać albumu. Tak, domyśla się, że Izz też nie. A coś z Zeppelinami nagrają? Jeszcze o tym nie myśleli? To może niech pomyślą.
Izzy zatracił się w swobodnej rozmowie z przyjacielem. Uwielbiał poczucie humoru i pewną tępotę Richarda. Chłopak rozbawiał go swoimi komentarzami i sympatycznym usposobieniem. Po za tym, jak już wcześniej wspomniano, przyjaźń z Richardem miała wiele plusów.
Richard sobie przypomniał, że chciał coś pokazać Izzy'emu. Kiedy szedł kupił sobie magazyn Creem. Izzy go zna, nie? No, był przekonany. Tylko się tak upewniał. Nie chciał być nieuprzejmy! To dobrze, że Izzy się nie gniewa. Richard naprawdę nie chciał mu ubliżyć! To dobrze, że naprawdę wszystko jest okej. Ale chciał mu pokazać taki krótki tekst, który czytał jak tu szedł... Jego osobiście powalił na kolana. Było to trochę w niekorzystnym momencie - na przejściu. Tuż przed policyjnym radiowozem. Nie, nic mu nie powiedzieli, tylko go poprosili, żeby się ruszył. O, znalazł. Niech Izzy czyta, bo on sam nie mógł w to uwierzyć.
Stradlin dał Richardowi do potrzymania gitarę. Normalnie by tego nie zrobił, ale Richardowi ufał najbardziej ze wszystkich swoich znajomych. Wziął magazyn do rąk i podążył wzrokiem za palcem przyjaciela, który mu pokazywał, gdzie czytać. Był to krwisto-czerwony prostokąt z białym tekstem. Nie było tytułu, ani nic. Tylko ramka wyodrębniająca tekst od artykułu o Thin Lizzy. Był to sam środek gazety. Izzy zaczął czytać artykuł. Na początku marszczył brwi, ale kiedy doszedł do sedna tekstu i powodu jego zamieszczenia tutaj zbladł. O kurwa. Izzy rzucił gazetę na ławkę i odbiegł.
- Hej! - zawołał za nim Richard, który spodziewał się zupełnie innej reakcji. Raczej przewidywał, że szatyn zacznie się skręcać ze śmiechu. A potem Richard uświadomił sobie, że nadal ściska w ręce gryf gitary Stradlina.


***

Izzy wpadł do domu. Serio, dobrze że tu nikt nigdy nie zamykał drzwi, bo pewnie już dawno by ich nie było; albo ktoś by je roztrzaskał ze złości, albo wyrwał z zawisów pędząc (może nawet razem z kawałkiem ściany?). Rytmiczny pokonał trzema susami schody i zatrzymał się na piętrze. Wszędzie było pełno baniek mydlanych. Zdziwiony zamrugał oczami. Skierował się natychmiast do pokoju Slasha. Szczęśliwym trafem był tam cały zespół. Złapał oddech. Wskazał na węża, którego trzymał Slash. U jego nóg wił się Freddie, próbując chyba udusić łydkę Hudsona, który udawał, że wcale mu to nie przeszkadza.
- Te-en... wąż... - Izzy wciąż próbował zaczerpnąć powietrza. -Teen-wąż...
- No co ten wąż? - Gunsi patrzyli na niego zdziwieni. Co takiego ważnego musiało się wydarzyć, że Izzy przybiegł do domu taki zdyszany? Widocznie bardzo się spieszył, aby powiedzieć im coś istotnego. Stradlin złapał oddech i stanął w pionie. A potem nagle wyszedł z pokoju. Gunsi wymienili głupkowate spojrzenia. Ich zaskakujący rytmiczny wpadł do domu jak burza, próbował chyba oskarżyć o coś tego węża, który wczoraj pojawił się nie stąd ni zowąd w łazience, kiedy ten się golił. I podobno wylazł z kanalizacji. A teraz nagle Stradlin wyszedł z pokoju, zostawiając ich zbitych z tropu. Co tu się dzieje? Szatyn wrócił z jakąś gazetą.W istocie Izzy uświadomił sobie, że lepiej pokazać kolegom z zespołu tekst, który on sam przeczytał, bo raczej mu nie uwierzą. Więc przypomniał sobie, że Zeppelini maja w pokoju wszystkie muzyczne magazyny. Więc był pewien, że i Creem tam będzie. I się nie zawiódł. Znalazł odpowiednią stronę. Zaznaczył ją sobie palcem i zamknął gazetę. Wrócił do osłupiałych kolegów. 
- Ja... - zaczął niepewnie. No bo, jak miał i to powiedzieć? Sam jeszcze nie zdążył dobrze zastanowić się nad tym, co przeczytał. - Spotkałem w parku Richarda - powiedział - i przeczytałem w jego egzemplarzu Creem pewną wiadomość. I... I... I myślę, że już wiem, skąd ten wąż się tutaj wziął i... I... I... Do kogo należy go zwrócić - zakończył. 
- Więc... Do kogo? - spytał Steven.
- Do... Do... Do... - Izzy pokazał im tekst w gazecie. Gusni przeczytali i zrobili wielkie oczy. 
- Chyba... Chyba trzeba będzie zadzwonić i im powiedzieć, nie? - zauważył Rose.
- To... Kto z nimi pogada? - zapytał Duff. Zapadła niezręczna cisza. Odezwał się Slash.
- A musimy z nimi w ogóle gadać? - zrobił słodkie oczka i spojrzał na Axla.
- Tak, musimy. Chyba najlepiej jak pogada z nimi Izzy, bo on był przy tym jak ten gad wypełzł z kanalizacji - Izzy przełknął ślinę. - A co do ciebie Hudson, to musimy oddać tego węża. Po za tym zrozum, jaka to dla nas szansa! Możemy powiedzieć że przekażemy tego węża tylko bezpośrednio w ręce właściciela, bo martwimy się o jego bezpieczeństwo! - Duff popatrzył niezadowolony na Rose'a. - Będziemy mogli go spotkać, bez płacenia za wejściówkę za kulisy czy coś! I będzie cały dla nas! - chłopcy wydawali się nieprzekonani. W końcu zdecydowali, że trzeba zadzwonić.
- Ale pamiętaj Izzy, mów spokojnie i tak, żeby zrozumieli.
- Yy...?
- No wiesz, po ludzku. I możesz trochę ograniczyć przekleństwa...
- Bez przesady - mruknął Stradlin. Gunsi wykręcili numer i podali Izzy'emu słuchawkę. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Napięcie czuć było w powietrzu. Odebrali!
- Halo? - spytał męski głos.
- Czy mam przyjemność z Shep'em Gordonem? - spytał Izzy.
- Tak, słucham - rytmiczny spojrzał na Gunsów, którzy wpatrywali się w niego z napięciem, słuchając słów faceta w słuchawce. O dziwo nie ginęły w krzykach, głośnej muzyce, jękach czy innych hałasach panujących zwykle w Hellhouse.
- Zobaczyliśmy w gazecie informację o zaginięciu węża smugowego...
- Yhmm...
- ...który podobno uciekł z hotelowej łazienki kanalizacją.
- Tak.
- Chcieliśmy zgłosić, że... wypełzł u nas w łazience. Jest w dobrych rękach - zapewnił Izzy, a Slash uśmiechnął się, przepełniony dumą.
- Świetnie. Bardzo się cieszymy, że się znalazł. Mógłby pan podać nam swój adres, a przyjedziemy go odebrać i wziąć do jego domu?
- Tak, jasne. Z przyjemnością. Mieszkamy w centrum Los Angeles, w pobliżu skrzyżowania ulic Sunset i Gradner... To jest za 7580 Sunset Boulevard. Niedaloko jest Guitar Centre, salon tatuaży Sunset Strip, The Sunset Grill, Mory's Pizza i meksykańska restauracja  El Compadre - wymienił szatyn.
- Aha, dobrze, zrozumiałem.
- Jakby coś, to niech pan pyta o Hellhouse! - wtrącił szybko Izzy. Gdyby nie potrafili trafić to przynajmniej jak spytają kogoś o Hellhouse, doprowadzi ich. - Ale nich pan pyta metalowców. Najlepiej ćpunów... 
- Doobrze - odpowiedział wolno rozmówca. Przyjedziemy po węża prawdopodobnie jutro przed południem.
- Aha! I jeszcze coś. Chcemy przekazać węża bezpośrednio właścicielowi, żeby mieć pewność, że nic mu nie będzie - dodał Izzy poważnym, dobitnym tonem.
- No cóż... - rozmówca się trochę zmieszał. - Jestem jego menadżerem i wiem, że ten wąż dla niego bardzo dużo znaczy, ale nie wiem czy chciałbym go brać ze sobą do odbioru węża...
- Chcemy mieć pewność, że natychmiast znajdzie się w bezpiecznych rękach właściciela. Chcemy go przekazać z rak do rąk właścicielowi. A czemu pan nie chciałby go wziąć ze sobą do odbioru? - spytał podejrzliwie.
- Hmm... - zapadła cisza. - Nie ufacie mi, że dobrze zaopiekuję się wężem? - spytał Gordon.
- Jest pan menadżerem właściciela, a sami wiemy, że menadżer to ktoś, komu się ufa. Gramy w zespole! - pochwalił się rytmiczny. - Guns N' Roses! ...
- Świetnie...
- ...Wiemy, że pan dostarczyłby zwierzątko - Duff parsknął - w doskonałej formie właścicielowi. Ale my się na to nie zgadzamy. Oddamy węża tylko właścicielowi.
- Ale on jest w trasie, co wieczór koncert. Musi odpocząć!
- Bezpośrednio w ręce właściciela, albo w ogóle - Stradlin był nieugięty. Co z tego, że jest w trasie? To mógł nie jechać. A poza tym Izzy nie wierzył, że naprawdę by odpoczywał w czasie, w którym jego menadżer będzie odbierał od nich węża.
- No dobra, wygrałeś. Przyjadę z nim. - JEEEEE!!!! TAAAAAAKKKK!!!!!!
- Na pewno będzie zadowolony! Raczej nie chciałby bezczynnie siedzieć w hotelu, kiedy pan pojedzie po jego ukochane maleństwo! Do zobaczenia jutro - Izzy się rozłączył.
- Przyjedzie! - krzyknęli Gunsi i zaczęli skakać w kółeczku, obejmując się rękoma.
- Najprawdziwszy Alice Cooper będzie jutro w Hellhouse! - wykrzyknął Steven.
- Taaak!! - odpowiedzieli mu chórem Gunsi.

***

- O, Johnnny! - Bonham i Jones odwrócili się. Dziewczyna, z którą ostatnio bardzo zaprzyjaźnił się John Paul machała do niego. Jimmy również obejrzał się do tyłu. Jones się zatrzymał i machnął ręką na chłopaków, żeby poszli.
- Ależ nie! - zaprzeczył zbulwersowany Page. - My nigdzie się nie wybieramy, prawda, John?
- Nie, nie. Nigdzie.
- Idźcież... - mruknął ponuro John, wiedząc, że już i tak przegrał, a koledzy nie odstąpią go na krok.
- Cześć Johnny! - przywitała się, patrząc Jonesowi w oczy. Jimmy bezgłośnie wyszeptał "Johnny?!".
- Witam cię...
- Musimy poważnie porozmawiać - dodała poważnym tonem. Johnowi trochę zrzedła mina. O czym ona może chcieć z nim porozmawiać? I to poważnie? Chciał jej od początku powiedzieć, że jest mężem i ojcem, ale jakoś tak nie było sposobności... Jimmy i Bonzo uważnie nadstawili uszu.
- Dowiedziałam się, po co byliście wtedy w redakcji L. A. Times. Jesteście podli! - Jimmy i Bonzo próbowali powstrzymać śmiech (serio? Ktoś im robił wyrzuty o ten tekst w gazecie? No to zapowiada się ciekawie...), A Jones głęboko odetchnął. A więc nie chodziło o jakiś związek! Dziewczyna popatrzyła na nich zniesmaczona. Nie rozumieli powagi sytuacji.
- Jesteście podli - powtórzyła dobitnie i spojrzała zła na Page'a i Bonhama, którzy przestali powstrzymywać śmiech.
- Jesteśmy podli, John! - naigrawał się Jimmy.
- John! - powiedziała dziewczyna. Jones i Bonham przenieśli spojrzenia z Jimmy'ego na kobietę. Czasem posiadanie takich samych imion jest fajne - można robić sobie z kogoś żarty. Ale czasem bywa denerwujące.
- Moglibyście chociaż tak w tym artykule nie konfabulować... - kontynuowała.
- Konfa co? - spytał cicho perkusista.
- ... Co On wam takiego złego zrobił, żeby tak  go oczerniać na łamach prasy? I to jeszcze L. A. Times?
- Hej, hej, ho! - wtrącił się Jimmy. - Ty nie wiesz, jaki naprawdę jest Robert... To istne wcielenie zła... On jest podły!
- Taak? Podajcie mi przykład, kiedy to był taki "zły" - zażądała.
- Przykładów jest dużo.
- Podajcie jeden.
- Jest blondynem.
- Co?
- Nie pozwalaj sobie! - wtrącił się John Paul.
- Co w tym złego, że jest blondynem? Johnny też jest blondynem, a jest wspaniałym mężczyzną... - Jones próbował odepchnąć dziewczynę tulącą mu się do torsu. Niech nie przesadza!
- Zależy z czyjego punktu widzenia.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Że Johnny nie jest wspaniałym męż...
- Daj spokój! John? Mężczyzną?! Dobry żart!
- Odezwał się Jimmy! - odpyskował John.
- Gram w zespole z kobietami? - spytał Bonzo.
- Ha! Chyba z nim! A, sorry, z NIĄ! - dogryzał Jimmy.

***
/chwilę później w Hellhouse/

- Phi! Też mi coś! Jestem najbardziej męski ze wszystkich John Paulów!*
- Ale nie męższy ode mnie! - stwierdził Jimmy.
- Ależ chłopcy! - wtrącił się Robert. - Znam sposób, jak sprawdzić, który z was jest bardziej męski! - popatrzyli na niego zaskoczeni. - Można po prostu zrobić prościutki teścik na płeć mózgu i wszytko jasne! Zaraz.... Miałem go gdzieś tutaj... - Plant zaczął wertować jakiś magazyn.
- A ty go robiłeś? - spytał zaintrygowany Jimmy.
- Tak.
- I co ci wyszło? - Plant udał, że nie usłyszał pytania i zakręcił loczka na placu. - Pytałem o coś...
- O, jest! - wykrzyknął blondyn, chcąc jak najprędzej zmienić temat. Ciekawe czemu...? - Czytam wprowadzenie. "Można sprawdzić, w jakiej mierze męski lub kobiecy jest twój umysł. To, w jakim stopniu zachowanie kobiet i mężczyzn jest kobiece lub męskie, zależy od modelu, według którego uformowany jest ich mózg." Kto pierwszy? Albo inaczej. Oboje będziecie odpowiadać na pytania. Pierwszy będzie mówił Jimmy. Dobra. Pierwsze pytanie! Yyy... Wybierz płeć... Kobieta czy mężczyzna?
- Mężczyzna - powiedział Jimmy.
- Jesteś pewny? - zapytał Plant.
- Tak! No pewnie!
- Mężczyzna - wtrącił Jones.
- No widzisz! John też uważa, że jestem mężczyzną! Ha!
- Nie! Powiedziałem tylko, że ja wybieram płeć mężczyzna!
- Idiota!
- Kretyn!
- Głupek!
- Ciota!
- Alfons!
- Hyy!
- Czytam. Następne. Pytanie. - chłopcy umilkli. - Słyszysz niewyraźne miauczenie. Jak łatwo możesz zlokalizować kota bez rozglądania się wokoło? a) Jeśli się zastanowisz, możesz go wskazać. b) Możesz go wskazać bez zastanowienia. c ) Nie jesteś pewien, czy mógłbyś go wskazać.
- Yyy... Be? - powiedział Jimmy.
- Aa.
- Okej... 2. Dzwoni do ciebie, osoba, którą spotkałeś kilka razy. Czy łatwo ci rozpoznać jej głos w ciągu kilku sekund, zanim się przedstawi? a) Jest to dla ciebie łatwe. b) Rozpoznałbyś głoś przynajmniej w połowie przypadków. c) Sprawie ci to trudność.
- Yyy... Ale spotkałem ją na trzeźwo czy jak byłem pijany?
- No nie wiem! Raczej testy rozwiązuje się na podstawie zachowań na trzeźwo... Chyba...
- Okej, to na trzeźwo. Ce.
- A po pijanemu co byś zaznaczył?
- Też ce. - Robert strzelił facepalm'a. - A ty, John?
- Hmm... Waham się między be, a ce. Chyba be.
- Okej. O! To pytanie wam się spodoba. 3. Jesteś w towarzystwie zaprzyjaźnionych z tobą małżeństw. Dwie osoby spośród obecnych mają potajemny romans. Czy wykryłbyś ich związek? a) Niemal zawsze. b) W połowie przypadków. c) Rzadko.
- Zawsze! Przede mną nic się nie ukryje! Ja jestem jak ten... no... Sherlock Holmes! 
- Dobra, Jimmy a, ok.
- Ja też a!
- 4. Jesteś na dużym spotkaniu czystko towarzyskim spotkaniu. Zostajesz przedstawiony pięciu nie znanym ci osobom. Czy łatwo będzie ci przypomnieć sobie ich twarze na wspomnienie ich nazwisk następnego dnia? a) Będziesz pamiętał większość z nich. b) Będziesz pamiętać tylko niektóre. c) Rzadko zapamiętasz którekolwiek z nich.
- Znowu zależy od mojego stanu! Jak będę pijany, to nie! A jak będę trzeźwy, to zależy od płci tych osób.
- Czyli?
- Noo...
- Dobra, zaznaczam ci ce.
- A ja... be...
- Okej. Teraz coś o samochodach. Spostrzegasz miejsce na parkingu, ale musisz wjechać na nie tyłem, a miejsce jest dość wąskie.... a) Szukasz innego miejsca. b) Wjeżdżasz tyłem, ale uważnie. c) Nie myśląc wiele wjeżdżasz tyłem.
- Yyy... - zaczął Jones. - Chyba ce.
- No, to prawda - ty faktycznie wiele nie myślisz - wtrącił Jimmy. 
- Bardzo zabawne! Ależ ty śmieszny! Ja przynajmniej myślę chociaż troszkę, a nie w ogóle, bezmózgu!
- Hej! Nie pozwalaj sobie! Brak kultury! Trochę szacunku dla starszych!
- Phi! Co jeszcze? Chyba cię opuściłem!
- Co? - zapytali jednocześnie Plant i Page. Basista machnął ręką.
- To która odpowiedź, Jimmy?
- Ce.
- Ha! I co? I CO? Sam widzisz! Powinni dodać odpowiedź "Nie myśląc wjeżdżam".
- To może przejdźmy do kolejnego pytania... To będzie łatwe. Jak łatwo możesz zapamiętać piosenkę, którą przed chwilą usłyszałeś? a) Jest to bardzo łatwe; możesz zaśpiewać jej kawałek czysto. b) Możesz ją zaśpiewać czysto pod warunkiem, że jest prosta i rytmiczna. c) Sprawia ci to trudność.
- Oczywiście a! - wykrzyknął Jimmy. John spojrzał na niego ponuro.
- Też a! - dodał. Robert z niechęcią zakreślił dwa razy tę samą odpowiedź. - Czy łatwa była dla ciebie ortografia i pisanie wypracowań we wczesnych latach szkolnych? a) Obie rzeczy były łatwe. b) Jedna z nich była łatwa. c) Żadna nic była łatwa.   
- Jeszcze się pytasz! - powiedział Page. - Po tylu latach wspólnego grania...
- Ilu? - spytał Jones.
- ...mógłbyś już wiedzieć, że jestem geniuszem. 
- Czyli która odpowiedź...?
- No mówię, że a! - Robert pokręcił głową i zaznaczył a).
- Ja też oczywiście a! - dodał John.
- Hej, grajmy fair! Po trzech dniach spędzonych w nie znanej ci miejscowości ktoś cię pyta gdzie jest północ. a) Jest mało prawdopodobne, żebyś umiał ją wskazać. b) Nie jesteś pewien, ale mając chwilę czasu zorientujesz się. c) Wskazujesz północ. 
- Co to jest pół... To znaczy... Hmmm... A.
- Co? Możesz powtórzyć głośniej? - poprosił z mściwym uśmieszkiem Robert. Jimmy odchrząknął i ochryple powiedział:
- A.
- CO?
- AA!!!
- No. I teraz usłyszałem.
- Ha! Frajer! - ucieszył się John. - Naturalnie, że ce!
9. Odwiedzasz nowego sąsiada i prowadzicie rozmowę. W tle słychać kapanie z kranu. Poza tym w pokoju jest cicho. a) Zwróciłbyś uwagę na ten dźwięk natychmiast i próbował go ignorować. b) Gdybyś zwrócił na niego uwagę, prawdopodobnie byś o tym wspomniał. c) W ogóle by ci ten dźwięk nie przeszkadzał
- Noo... Cóż... Chyba ce - John pogładził się po policzku.
- Trudne pytanie. To zależy.
- Od czego znowu? - spytał Robert. - Ilości promili we krwi?
- Tak. No, bo gdybym był...
- Na trzeźwo! Test rozwiązujemy na trzeźwo!
- Dobra, nie denerwuj się. A. - Page założył ręce i zrobił obrażoną minę. Jones uniósł brwi.
- Be.
- Ostatnie pytanie. Tylko Jimmy, nie denerwuj się. Naprawdę siedzisz w domu, pamiętaj - gitarzysta spojrzał na niego podejrzliwie. - Jesteś w poczekalni u dentysty z paroma osobami tej samej płci. Jak blisko którejś z nich możesz usiąść nie czując się niezręcznie? a) Mniej niż 15 cm. b) 15 do 60 cm. c) Ponad 60 cm.  
- Och, to proste. A. Czemu miałbym się czuć niezręcznie?
- No tak, Jimmy. Czemu? Przecież ty jesteś biseksualistą! - powiedział Robert i od razu zaznaczył odpowiedź a).
- Wcale nie! - obruszył się.
- Och, serio, jesteśmy rodziną, nie udawaj! - pocieszył go Jones. - Be. 
- Haha! Czekajcie, policzę wyniki. Jimmy, zdobyłeś 50 punktów. John - 40.
A teraz opis.
 "Większość mężczyzn osiąga od 0 do 60 punktów.


Większość kobiet osiąga od 50 do 100 punktów.


     Wyniki pokrywające się, to znaczy między 50 a 60 punktami, oznaczają zgodność w myśleniu obu płci.
     Wyniki mężczyzny poniżej 0 i kobiety powyżej 100 punktów wskazują na mózgi uformowane skrajnie odmiennie od mózgów płci przeciwnej... ale różnice też są atrakcyjne.

     Wyniki mężczyzny powyżej 60 punktów mogą wskazywać na kobiece skłonności umysłu. Wyniki kobiety poniżej 50 punktów mogą wskazywać na męskie skłonności jej umysłu.

     Jednakże wszystkie te porównania odnoszą się do wartości przeciętnych. Mężczyzna może uzyskać wyniki powyżej 60 punktów, a mimo to mieć mózg męski. Kobieta może uzyskać poniżej 50 punktów, a mimo to mieć mózg kobiecy. Istnieją różnice głębsze niż te, które ujawniają się w tak prostym teście...
"  

Czyli przykro mi Jimmy, ale jesteś kobietą. A John mężczyzną.
- Ha! Jak mamy do ciebie mówić Jimmy? Jessie? - zachichotał John. W tym momencie zadzwonił telefon. Jones wstał i odebrał patrząc na Jimmy'ego z mściwym uśmieszkiem.
- Haaalooo? - spytał przeciągle. - Ktho mówi? - zagadnął z udawanym francuskim akcentem. Plant popatrzył na niego i popukał się palcem w czoło.
- Ty co? - zapytał już normalnie, zaskoczony basista. - Gdzie? (...) Jak to? 
_________________
Bonzo stał w budce telefonicznej i spanikowany błagał  Jonesa o jakąś interwencję z jego strony. Chłopaki kłócąc się wrócili do domu, ale on wcale nie miał zamiaru. Szedł sobie jak gdyby nigdy nic do tego klubu Tropicana, gdzie ostatnio Jones miał randkę, a tu nagle rzuciło się za ni  stado fanek. Na początku z uśmiechem podpisywał zdjęcia, ale kiedy zauważył, że zaczyna się robić niebezpiecznie, wbiegł do budki telefonicznej i zamknął drzwiczki. W efekcie teraz chmara dziewczyn przyciskała nosy do szyb budki, wpatrując się jak zaczarowane w Bonhama. On spanikowany postanowił zadzwonić po pomoc. Kiedy po długim namyślaniu dodzwonił się na pogotowie ratunkowe, potraktowali go bardzo chamsko. Powiedzieli, że mają poważniejsze problemy i nie przyjadą z powodu takiej błahostki. Dodali jeszcze, żeby nie zajmował linii, bo tu chodzi o ludzkie życie. Cóż, jeśli ich zdaniem jego życie nie było teraz zagrożone to bardzo się mylili. Ciekawe co oni by zrobili, na jego miejscu!! John zaczął prosić bogów o jakiś ratunek, ale najwidoczniej ci już dawno przestali się nim interesować. Potem zdenerwowany wyraził swoje zdanie o ich trosce i opiece, jaką nad nim sprawują, a ściślej, której nie sprawują. Wtedy pierwszy raz w życiu uświadomił sobie z rozczarowaniem, że przecież to on jest bogiem. Doszedł do wniosku, że taki bóg to ma jednak beznadziejnie. Wiecznie wszyscy chcą, żeby im pomagał, a mu nie ma kto pomóc. Właśnie kiedy o tym myślał zadzwonił do Hellhouse. Nie miał zbyt wielkiej nadziei, że ktoś odbierze. W końcu tam nikt nigdy nikim i niczym się nie przejmował. Szanse na odebranie telefonu były bardzo nikłe, a na otrzymanie jakiejkolwiek pomocy - praktycznie zerowe. 
- John, musisz mnie uratować! Błagam cię! One mnie zaraz rozszarpią na kawałki!
- Taak... Domyślam się.  Ale czego ty ode mnie oczekujesz? 
- Noo... nie wiem. Zrób coś!  Przyjedź limuzyną czy z policją czy cokolwiek! Tylko może nie na hulajnodze... I nie na rowerze. - Bonham uśmiechnął się do siebie na myśl, że gdyby John przyjechał go ratować na hulajnodze, to pewnie te wszystkie dziewczyny rzuciłyby się w pogoń za nim.
- John, jesteś tam? 
- Jestem, jestem... Możesz powtórzyć?
- Dobra, czekaj tam.
- No dzięki! Ale mi pomogłeś!
- Ale... Ach, no dobra, nieważne - Jones się rozłączył.