Dla Chelle, Królowej Zamieszania, nigdy więcej tego nie rób mała! :D
(A miałam przystopować z dedykacjami. Cholera. :/)
O pięknych snach i chlaniu
- A więc… jak gdyby nigdy nic obudziliśmy się rano… znaczy się kto się obudził, to się obudził, a nie wstał po południu i szukał jakiegoś pierdolonego buta…
- Ja wstałem wcześnie! Dobrze wiem, że ty go wyrzuciłeś na
ulicę, bo jak inaczej wytłumaczyć to, że tam był!?
- No właściwie to jest kilka opcji… - wtrącił Bonham – a)
mógł sam wypaść, b) mogłeś go wyrzucić, c) mogłeś go tam zostawić jak wracałeś
pijany wczoraj wieczorem, d) ktoś go mógł zabrać i zostawić tam, gdzie go
znalazłeś…
- Nie! Ja wiem, że ON – tu wskazał palcem na Planta – go
wyrzucił!
- Nie zwracajcie na nich uwagi. – powiedział Robert wracając
do swojego monologu – No więc rano wstałem, a potem zacząłem czytać magazyn,
który kupiłem i w końcu KTOŚ mi
przerwał, bo próbował wysadzić nasz dom w powietrze. Zatem musiałem sprawdzić,
kto to, no bo muszę wiedzieć po kim przyjąłbym spadek…
- Ej! Ja żyję! Nigdy byś nie dostał po mnie spadku! Jeszcze
czego! – obruszył się Jones.
- Po kim przyjąłbym spadek… - ciągnął wokalista - No i potem tak jakoś wyszło, że jak już udało
mi się w końcu potem zasnąć to John zaczął drzeć mordę, że jedziemy do Los
Angeles i w ten sposób teraz tu jesteśmy. - Plant zakończył swoją piękną przemowę i opadł na krzesło obok niego. Jego słuchacze (tj. Gunsi)milczeli i próbowali przetworzyć w mózgu informację, co skutecznie utrudniał im spożyty wcześniej alkohol.
- A może się przedstawicie, bo wy chyba znacie nasze imiona, prawda? - pomyślał na głos Plant.
- No tak, tak, oczywiście! - powiedział Izzy - Ja nazywam się Izzy Stradlin. Tamten - wskazał na bruneta - to Slash. Obok niego, ten niski - na słowo 'niski' Steven zrobił obrażoną minę - blondyn to Popcorn, znaczy się właściwie Steven Adler, ale wszyscy używają przezwiska. A tam, nie tam, tam, o właśnie, tak tam - to jest Duff McKagan. I tutaj obok mnie to...
- Axl Rose - powiedział Axl chcąc samemu przedstawić się Led Zeppelin. Wszyscy starali się wypaść jak najlepiej przed pozostałymi. Gunsi zachowywali się po prostu jak dzieci próbując popisywać.
- A może się przedstawicie, bo wy chyba znacie nasze imiona, prawda? - pomyślał na głos Plant.
- No tak, tak, oczywiście! - powiedział Izzy - Ja nazywam się Izzy Stradlin. Tamten - wskazał na bruneta - to Slash. Obok niego, ten niski - na słowo 'niski' Steven zrobił obrażoną minę - blondyn to Popcorn, znaczy się właściwie Steven Adler, ale wszyscy używają przezwiska. A tam, nie tam, tam, o właśnie, tak tam - to jest Duff McKagan. I tutaj obok mnie to...
- Axl Rose - powiedział Axl chcąc samemu przedstawić się Led Zeppelin. Wszyscy starali się wypaść jak najlepiej przed pozostałymi. Gunsi zachowywali się po prostu jak dzieci próbując popisywać.
- A tak właściwie to fajny z was zespół. - powiedział z uznaniem Jimmy po dosyć długiej chwili ciszy - Jak się nazywacie? - zapytał z ciekawości.
- Yyyyy... - Axl oprzytomniał - Guns N' Roses - odpowiedział z dumą. Co jak co, ale jeśli chodzi o nazwę to mieli czym się pochwalić...
- Nooo... - zamyślił się gitarzysta - Ładnie... Tak ciekawie i... Tak jakby... Trochę tak słodko i miło, a jednocześnie przerażająco i strasznie... Fajny pomysł. - i uścisnął rękę Axl'a. Rose sam nie wierzył, że właśnie siedzi w pokoju i rozmawia jak starzy znajomi ze swoim idolem z dzieciństwa. Od małego uwielbiał Led Zeppelin. Zainspirowany Jimmy'm Page'm postanowił stworzyć prawdziwą grupę hard rockową, która podbije świat... Spotkanie z Page'm nawet nie było jego marzeniem, bo nie wierzył, że to w ogóle może się spełnić choćby w jego snach, a tu co? Otóż ten właśnie Page siedział teraz przed nim i potrząsał energicznie jego ręką. Chłopak modlił się w duchu, aby ten sen się jeszcze nie skończył. Pragnął pozostać w tym świecie. Nagle obraz zaczął rozmazywać mu się przed oczami. Spojrzał na Izzy'ego obok i... wszystko się nagle skończyło... Nie, nie, nie.... Tylko nie to... To nie może być koniec!!! Nieeee!!! Ktoś nim energicznie potrząsnął.
- AXXXXLLLLLL!!!!! Wstawaj dziadzie!!!! - wydarł się Duff. Tylko tego brakowało... Żeby McKagan się tu teraz wpierdolił i już zupełnie zepsuł tą okropną chwilę przebudzenia. Chłopak jeszcze nie chciał otwierać oczu. Tam było tak pięknie! Wszystko układało się po jego myśli. Nie chciał jeszcze wracać do tego okropnego, pełnego przemocy i zła świata. Nie chciał spędzić kolejnego nudnego dnia swojego nędznego życia na chlaniu z kumplami i szlajaniu się po Sunset. Zawsze tak było. Gdy tylko udało mu się wyswobodzić ze szponów zła i już myślał, że teraz będzie dalej łatwo, z górki - trafiał do jeszcze gorszego piekła. Wiedział, że nie można mieć wszystkiego. Zdawał sobie sprawę, że sam wybrał taką, a nie inną drogę życia, ale dlaczego to on musiał mieć najwięcej problemów... Czuł się jak pies, którego wszyscy usiłowali bić. W tym momencie nie miał żadnej podpory. Ciągle był ścigany przez policję. Zmuszany do życia w ukryciu... Nikogo nie obchodził. W zespole każdy walczył o przetrwanie. Często miał wrażenie, że tylko on przejmuje się pozostałymi chłopakami. Co prawda Duff też się starał. Załatwiał im koncerty. Jednak, gdy pewnego dnia wsadzili Slash'a do paki tylko on jeden, Axl Rose zapłacił za niego kaucję.
- RRRROOOOOOSSSSSEEEEEE!!!!!! Kurwa mać!!!!! - znowu Duff się darł... Czy on nie może sobie znaleźć innego zajęcia!? Axl baaaardzo powoli niechętnie uchylił powieki. Oślepiło go jasne światło. Potrząsnął głową, aby odrzucić do tyłu rudą grzywkę i tym samym cokolwiek zobaczyć. I zobaczył. Zobaczył buty Slash'a, łydki Duff'a i spodnie Izzy'ego. Podniósł wzrok wyżej. Kolana, nogi, kolana. Jeszcze wyżej. Wyrzeźbiona klata, damska koszulka, rozpięta skórzana kamizelka narzucona na białą koszulę z zakasanymi rękawami. I jeszcze wyżej. Kłaki, blond włosy, ciemne włosy i skórzany beret. Rozglądnął się dookoła i...
- O ja cię! - wykrzyknął.
- Alleluja! Axl się obudził! - głos Izzy'ego.
- Bijesz rekordy, stary! - wrzasnął Slash z sarkazmem. Axl siedział i gapił się przed siebie. Nie słuchał przyjaciół, bo miał ważniejszą sprawę. Patrzył się na Zeppelinów siedzących przed nim. A więc to nie był sen... Ucieszył się. Wstał szybko i walnął w coś głową. To chyba był Duff, bo za moment basista wydał z siebie cichy jęk. Wokalista wyminął wszystko co stało (w przypadku Stevena leżało...) na jego drodze i usiadł na krześle obok Plant'a. Pociągnął parę razy z gwinta i wszystko wróciło do normy. Przypomniał sobie co się stało i postanowił udawać niewzruszonego. Uśmiechnął się niczym Adler.
- Dobrze. To w takim razie wracając do naszej rozmowy... - zaczął Axl. Gunsi stali i patrzyli na niego z niedowierzaniem. Stwierdzili, że to było dziwne i zajęli się swoimi sprawami. Spakowali swój sprzęt i zbierali się do wyjścia.
- Ale moment... - Izzy zmarszczył czoło - To gdzie wy będziecie się podziewać? - zapytał - Nie macie gdzie spać...
- A no tak! - Axl poparł kolegę.
- No... my... - zaczął John Bonham - No... No nie. Nie mamy gdzie spać. - dokończył. Jakoś wcale nie wydawał się przejęty tym faktem. Po prostu potwierdził przypuszczenia.
- Chodźcie do nas! - wykrzyknął jak zawsze rozentuzjazmowany Steven. Z nim nie było dyskusji, a po za tym angielskim rockmanom nawet spodobał się ten pomysł. Stwierdzili, że u Gunsów w domu mogą robić co chcą, bez żadnych ograniczeń, a to było im zdecydowanie na rękę. Pokiwali głowami na znak, ze się zgadzają. Wyszli z The Troubadur i udali się za miejscowymi do ich mieszkania. Mijali różne witryny sklepów znajdujących się na Sunset Strip. Nawet podobało im się to miejsce. Właściwie to nie byli zaskoczeni, bo znali Bonham'a i wiedzieli, że ma dobry gust. Zastanawiali się jakimi przyjaciółmi okażą się członkowie nowo poznanego, wschodzącego zespołu. Byli nieźli. Ich gitarzysta rytmiczny naprawdę fajnie się ubierał. Natomiast gitarzysta prowadzący był bardzo charakterystyczny. To samo tyczyło się wokalisty. Jego głos był niewiarygodnie mocny, a przy tam sam jego właściciel zachowywał się na scenie, jakby od dawna na niej występował. Na pewno przyciągał uwagę widowni. To pewne. Prawdą było, że bazowali na odkrytych i wypróbowanych technikach, ale ratowali powoli chylący się ku upadkowi rynek prawdziwego hard rocka. Widziano w nich nadzieję. Zeppelini w głębi serca dopingowali tenże zespół. Stwierdzili, że zasługuje na sławę, nie to co inni. Denerwowało ich, że najczęściej sukces odnosili ci, którzy nie powinni. Nie pokazywali nic, co mogłoby być naprawdę dobre, a i tak szalał na ich punkcie cały świat. Takich osób było mnóstwo. Zajmowali miejsce, które mogliby zapełnić zdecydowanie bardziej utalentowani. Czasem oni sami zastanawiali się, jakim cudem teraz znajdują się tutaj, na szczycie, wielbieni przez wszystkich dookoła? Doskonale pamiętali recenzje swojej pierwszej płyty. Ludzie ich znienawidzili. Oni sami czuli się wtedy okropnie.Teraz wszystko się zmieniło. Proszono ich o autografy. Wielbiono i podziwiano. Doceniono starania. W tym momencie szli za tą piątką rockmanów, która pewnie stawiała stopy na ziemi. Wyobrażali sobie, jak kiedyś w przyszłości odwołają swój koncert, bo ich kariera dobiegnie końca, a zamiast nich na scenie staną Guns N' Roses. Szli ulicą w milczeniu. No bo po co rozmawiać. Taka rozmowa to nie rozmowa. 'Rozmową' można nazwać pogawędkę przy piwie z kumplami, a nie takie bezsensowne zdania wymienione podczas spaceru. Ogólnie rozmowę można podzielić na dwie grupy. Rozmowa poważna i rozmowa swobodna. Poważna to taka, kiedy pije się z kieliszków. Swobodna - kiedy wszyscy piją bezpośrednio z gwinta i z jednej flaszki. Taaakkk... I to to jest rozmowa... - z takim przekonaniem Led Zeppelin wytrwali, aż do teraz kiedy szli z Gunsami do Hellhouse.
- Ja pierdolę! - krzyknął nagle Duff. Zatrzymał się natychmiastowo tak, że pewna kobieta przejeżdżająca obok na rowerze musiała ostro skręcić, aby nie wpaść na McKagan'a. Wszyscy mężczyźni raptownie stanęli i rozglądnęli się dookoła, aby zobaczyć co tak zaniepokoiło Żyrafę. Nie zauważyli nic, co mogłoby być przyczyną zachowania blondyna. Zerknęli na niego pytająco.
- Zostawiliśmy samochód przed klubem! - wyjaśnił zrezygnowany. Gunsów oświeciło.
- No tak! - wykrzyknął Slash przypominając sobie ich podróż na koncert. Uśmiechnął się sam do siebie na to wspomnienie.
- I co zrobimy? - zapytał Duff.
- To ty pójdziesz po samochód i przyjedziesz do domu, a my już pójdziemy pieszo, bo mamy nie daleko. - powiedział Izzy.
- Czemu ja?!
- Bo ty się skapnąłeś, debilu! - odpyskował Steven i poleciał przed siebie w stronę Hellhouse. Zrezygnowany McKagan ruszył z powrotem do Troubadur.
___________________________________________
I jeżeli chcecie wiedzieć czy któryś z wątków to fikcja, czy prawda - pytajcie w komentarzach! ;)
- Nooo... - zamyślił się gitarzysta - Ładnie... Tak ciekawie i... Tak jakby... Trochę tak słodko i miło, a jednocześnie przerażająco i strasznie... Fajny pomysł. - i uścisnął rękę Axl'a. Rose sam nie wierzył, że właśnie siedzi w pokoju i rozmawia jak starzy znajomi ze swoim idolem z dzieciństwa. Od małego uwielbiał Led Zeppelin. Zainspirowany Jimmy'm Page'm postanowił stworzyć prawdziwą grupę hard rockową, która podbije świat... Spotkanie z Page'm nawet nie było jego marzeniem, bo nie wierzył, że to w ogóle może się spełnić choćby w jego snach, a tu co? Otóż ten właśnie Page siedział teraz przed nim i potrząsał energicznie jego ręką. Chłopak modlił się w duchu, aby ten sen się jeszcze nie skończył. Pragnął pozostać w tym świecie. Nagle obraz zaczął rozmazywać mu się przed oczami. Spojrzał na Izzy'ego obok i... wszystko się nagle skończyło... Nie, nie, nie.... Tylko nie to... To nie może być koniec!!! Nieeee!!! Ktoś nim energicznie potrząsnął.
- AXXXXLLLLLL!!!!! Wstawaj dziadzie!!!! - wydarł się Duff. Tylko tego brakowało... Żeby McKagan się tu teraz wpierdolił i już zupełnie zepsuł tą okropną chwilę przebudzenia. Chłopak jeszcze nie chciał otwierać oczu. Tam było tak pięknie! Wszystko układało się po jego myśli. Nie chciał jeszcze wracać do tego okropnego, pełnego przemocy i zła świata. Nie chciał spędzić kolejnego nudnego dnia swojego nędznego życia na chlaniu z kumplami i szlajaniu się po Sunset. Zawsze tak było. Gdy tylko udało mu się wyswobodzić ze szponów zła i już myślał, że teraz będzie dalej łatwo, z górki - trafiał do jeszcze gorszego piekła. Wiedział, że nie można mieć wszystkiego. Zdawał sobie sprawę, że sam wybrał taką, a nie inną drogę życia, ale dlaczego to on musiał mieć najwięcej problemów... Czuł się jak pies, którego wszyscy usiłowali bić. W tym momencie nie miał żadnej podpory. Ciągle był ścigany przez policję. Zmuszany do życia w ukryciu... Nikogo nie obchodził. W zespole każdy walczył o przetrwanie. Często miał wrażenie, że tylko on przejmuje się pozostałymi chłopakami. Co prawda Duff też się starał. Załatwiał im koncerty. Jednak, gdy pewnego dnia wsadzili Slash'a do paki tylko on jeden, Axl Rose zapłacił za niego kaucję.
- RRRROOOOOOSSSSSEEEEEE!!!!!! Kurwa mać!!!!! - znowu Duff się darł... Czy on nie może sobie znaleźć innego zajęcia!? Axl baaaardzo powoli niechętnie uchylił powieki. Oślepiło go jasne światło. Potrząsnął głową, aby odrzucić do tyłu rudą grzywkę i tym samym cokolwiek zobaczyć. I zobaczył. Zobaczył buty Slash'a, łydki Duff'a i spodnie Izzy'ego. Podniósł wzrok wyżej. Kolana, nogi, kolana. Jeszcze wyżej. Wyrzeźbiona klata, damska koszulka, rozpięta skórzana kamizelka narzucona na białą koszulę z zakasanymi rękawami. I jeszcze wyżej. Kłaki, blond włosy, ciemne włosy i skórzany beret. Rozglądnął się dookoła i...
- O ja cię! - wykrzyknął.
- Alleluja! Axl się obudził! - głos Izzy'ego.
- Bijesz rekordy, stary! - wrzasnął Slash z sarkazmem. Axl siedział i gapił się przed siebie. Nie słuchał przyjaciół, bo miał ważniejszą sprawę. Patrzył się na Zeppelinów siedzących przed nim. A więc to nie był sen... Ucieszył się. Wstał szybko i walnął w coś głową. To chyba był Duff, bo za moment basista wydał z siebie cichy jęk. Wokalista wyminął wszystko co stało (w przypadku Stevena leżało...) na jego drodze i usiadł na krześle obok Plant'a. Pociągnął parę razy z gwinta i wszystko wróciło do normy. Przypomniał sobie co się stało i postanowił udawać niewzruszonego. Uśmiechnął się niczym Adler.
- Dobrze. To w takim razie wracając do naszej rozmowy... - zaczął Axl. Gunsi stali i patrzyli na niego z niedowierzaniem. Stwierdzili, że to było dziwne i zajęli się swoimi sprawami. Spakowali swój sprzęt i zbierali się do wyjścia.
- Ale moment... - Izzy zmarszczył czoło - To gdzie wy będziecie się podziewać? - zapytał - Nie macie gdzie spać...
- A no tak! - Axl poparł kolegę.
- No... my... - zaczął John Bonham - No... No nie. Nie mamy gdzie spać. - dokończył. Jakoś wcale nie wydawał się przejęty tym faktem. Po prostu potwierdził przypuszczenia.
- Chodźcie do nas! - wykrzyknął jak zawsze rozentuzjazmowany Steven. Z nim nie było dyskusji, a po za tym angielskim rockmanom nawet spodobał się ten pomysł. Stwierdzili, że u Gunsów w domu mogą robić co chcą, bez żadnych ograniczeń, a to było im zdecydowanie na rękę. Pokiwali głowami na znak, ze się zgadzają. Wyszli z The Troubadur i udali się za miejscowymi do ich mieszkania. Mijali różne witryny sklepów znajdujących się na Sunset Strip. Nawet podobało im się to miejsce. Właściwie to nie byli zaskoczeni, bo znali Bonham'a i wiedzieli, że ma dobry gust. Zastanawiali się jakimi przyjaciółmi okażą się członkowie nowo poznanego, wschodzącego zespołu. Byli nieźli. Ich gitarzysta rytmiczny naprawdę fajnie się ubierał. Natomiast gitarzysta prowadzący był bardzo charakterystyczny. To samo tyczyło się wokalisty. Jego głos był niewiarygodnie mocny, a przy tam sam jego właściciel zachowywał się na scenie, jakby od dawna na niej występował. Na pewno przyciągał uwagę widowni. To pewne. Prawdą było, że bazowali na odkrytych i wypróbowanych technikach, ale ratowali powoli chylący się ku upadkowi rynek prawdziwego hard rocka. Widziano w nich nadzieję. Zeppelini w głębi serca dopingowali tenże zespół. Stwierdzili, że zasługuje na sławę, nie to co inni. Denerwowało ich, że najczęściej sukces odnosili ci, którzy nie powinni. Nie pokazywali nic, co mogłoby być naprawdę dobre, a i tak szalał na ich punkcie cały świat. Takich osób było mnóstwo. Zajmowali miejsce, które mogliby zapełnić zdecydowanie bardziej utalentowani. Czasem oni sami zastanawiali się, jakim cudem teraz znajdują się tutaj, na szczycie, wielbieni przez wszystkich dookoła? Doskonale pamiętali recenzje swojej pierwszej płyty. Ludzie ich znienawidzili. Oni sami czuli się wtedy okropnie.Teraz wszystko się zmieniło. Proszono ich o autografy. Wielbiono i podziwiano. Doceniono starania. W tym momencie szli za tą piątką rockmanów, która pewnie stawiała stopy na ziemi. Wyobrażali sobie, jak kiedyś w przyszłości odwołają swój koncert, bo ich kariera dobiegnie końca, a zamiast nich na scenie staną Guns N' Roses. Szli ulicą w milczeniu. No bo po co rozmawiać. Taka rozmowa to nie rozmowa. 'Rozmową' można nazwać pogawędkę przy piwie z kumplami, a nie takie bezsensowne zdania wymienione podczas spaceru. Ogólnie rozmowę można podzielić na dwie grupy. Rozmowa poważna i rozmowa swobodna. Poważna to taka, kiedy pije się z kieliszków. Swobodna - kiedy wszyscy piją bezpośrednio z gwinta i z jednej flaszki. Taaakkk... I to to jest rozmowa... - z takim przekonaniem Led Zeppelin wytrwali, aż do teraz kiedy szli z Gunsami do Hellhouse.
- Ja pierdolę! - krzyknął nagle Duff. Zatrzymał się natychmiastowo tak, że pewna kobieta przejeżdżająca obok na rowerze musiała ostro skręcić, aby nie wpaść na McKagan'a. Wszyscy mężczyźni raptownie stanęli i rozglądnęli się dookoła, aby zobaczyć co tak zaniepokoiło Żyrafę. Nie zauważyli nic, co mogłoby być przyczyną zachowania blondyna. Zerknęli na niego pytająco.
- Zostawiliśmy samochód przed klubem! - wyjaśnił zrezygnowany. Gunsów oświeciło.
- No tak! - wykrzyknął Slash przypominając sobie ich podróż na koncert. Uśmiechnął się sam do siebie na to wspomnienie.
- I co zrobimy? - zapytał Duff.
- To ty pójdziesz po samochód i przyjedziesz do domu, a my już pójdziemy pieszo, bo mamy nie daleko. - powiedział Izzy.
- Czemu ja?!
- Bo ty się skapnąłeś, debilu! - odpyskował Steven i poleciał przed siebie w stronę Hellhouse. Zrezygnowany McKagan ruszył z powrotem do Troubadur.
___________________________________________
I jeżeli chcecie wiedzieć czy któryś z wątków to fikcja, czy prawda - pytajcie w komentarzach! ;)
Jesteś moim geniuszem dziewczyno!
OdpowiedzUsuńDobra, ale od początku. DZIĘKUJĘ ZA DEDYKACJA KOCHANA!
Rozdział był omghdfsajhfsascnhyufgaeyufcnyudsfncaggfydc *O*
Nie wiem kiedy ostatnio tak się uśmiałam xD Niektóre fragmenty są tak zabawnie napisane, że spadałam z łóżka.I TERAZ MAM SINIAKI! Lars Cię o to pozwie, zobaczysz! xD
Dziewojo, to co tu wymyślasz jest zajebiste. Nie dość, że ciekawe to jeszcze napisane świetnym stylem.
Nic tylko gratulować talentu! Brawo, brawo i jeszcze raz barwo! :3
Pozdrawiam
~Chelle von Lars Cię pozwie xD
Nie! Tylko nie Lars! Hhaha! xDDD Wow... Jestem geniuszem. Fajne uczucie. Cieszę się, że się podoba. Czasem sama jak to piszę to się śmieję. Dziękuję i również pozdrawiam. :)
UsuńCzytając ten rozdział cały czas się uśmiechałam. Zeppelini są genialni. Ja cie poprostu kocham! Czekam na kolejne rozdziały i pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Ja tez uważam, że Zeppelini mi świetnie wyszli. ale za mnie egoistka. xD Następny rozdział postaram się dodać za tydzień!
Usuńhahahahahahahahahahahahahahahahaahahahahaahahahah
OdpowiedzUsuńHAHAHAAHHAHAHAHAHAAHHAHAAHAH
HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA
AXL I JEGO SEN....A TO PRAWDA!
śWIETNE!
DZISIAJ PO 20 U MNIE 22 ROZDZIAŁ :3 !
Twoje komentarze Estranged zawsze są wspaniałe. W kilku słowach potrafisz wyrazić swoje zdanie o rozdziale. Zaskakujesz mnie. :D
UsuńI oczywiście czekam na rozdział. :>
haha. Dzięki.
UsuńU mnie kolejny :3 . Trochę pojebany.
http://myrockstory1234.blogspot.com/2014/02/rozdzia-23.html
u mnie 24
UsuńWitaj, Droga Roxy!
OdpowiedzUsuńOtóż przybywam nieco wcześniej z nowym adresem: http://one-rainy-dream.blogspot.com/
Zapraszam ;)
Dzięki! Szybka jesteś! xD
UsuńNoo fajnyy :3
OdpowiedzUsuńBiedny Duff, dlaczego go wysyłasz samego po autko? ;-;
Mógł wziąć chociaż mnie... ;-; xD
Noo także podoba mi się, bardzo <3
Ciebie nie ma w tym opowiadaniu! Jak mógł iść z tobą? On musiał iść sam. Tak miało być.
UsuńDzięki za ocenę, serio! xD
Przepraszam że nie dodawałam komentarzy pod tamtymi postami, ale moja mama jak mi włancza komputer to tylko w weekend. No więc jeszcze raz SORRY!!! Rozdział jak zwykle super.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
Domi xoxo
Dzięki. ;_; Doskonale cię rozumiem. Mam podobnie, tylko ja potajemnie i tak korzystam z kompa! xD
UsuńSpotkanie dwóch moich ukochanych zespołów <3 Cieszę się, że Steven się odezwał xD Czekam na kolejny :3
OdpowiedzUsuńSteven'a jeszcze będzie duuużooo... xD Spokojnie! ;D
Usuńu mnie 25
OdpowiedzUsuńSorki za zamieszanie, mam nadzieję, że mnie nie zabijesz- 26!
OdpowiedzUsuńNie zabije. ;_; Bez obaw.
UsuńAaa, przeczytałam w końcu!
OdpowiedzUsuńNo i co? No zajebiście! :D
iii... Się dośmiałam xD
W ogóle w niektórych momentach nie wiedziałam, o co chodzi, ale przez to jeszcze bardziej się śmiałam. xD
Iii... w ogóle świetne to jest, cholera, nie wiem, co mam napisać.. ;_;
Czekam na następny! :D
Ty nie musisz nic pisać! Możesz opublikować nawet pusty komentarz (tak się chyba nie daa... :)), tyle tylko, żebym wiedziała, że KTOŚ to czyta, że ktoś tu w ogóle zagląda! xD
UsuńDziękuję! :*
27!
OdpowiedzUsuńU mnie małe ogłoszenie ;)
OdpowiedzUsuń"Ogólnie rozmowę można podzielić na dwie grupy. Rozmowa poważna i rozmowa swobodna. Poważna to taka, kiedy pije się z kieliszków. Swobodna - kiedy wszyscy piją bezpośrednio z gwinta i z jednej flaszki (...)" - nie mogłam się powstrzymać i po prostu musiałam to tutaj skopiować, żebyś wiedziała, że właśnie przez ten jakże ZAJEBISTY tekst się popłakałam, ze śmiechu. Kogo jak kogo, ale mnie jest cholernie łatwo rozbawić więc niech nikogo to nie dziwi. Rozdział zajebioza. Gunsi mają samochód?! No nieźle.. ciekawe jaki. xD
OdpowiedzUsuńZapomniałam dodać, że dokończę nadrabianie później, bo teraz niestety muszę ruszyć mój leniwy tyłek do lekarza. ;_; Tymczasem zapraszam do mnie na Aerosmitowo - Gunsowe coś. :3
OdpowiedzUsuńNo nie?! Raczej nie jakąś wypasioną furę... :P
UsuńJestem ogromnie wdzięczna za tak pozytywną opinię!
Mamy czas. :) Już lecę.