O fajerwerkach i pudle
Slash wszedł… Wróć! Slash z hukiem wpadł do domu, jeżeli oczywiście tę ruderę, potocznie zwaną przez jego mieszkańców „Hellhouse”, można nazwać domem. Duff i Izzy szarpiący za struny gitar bez melodii i harmonii (widocznie trochę wcześniej musieli już wychylić kilka napojów z wyraźnym znaczkiem na etykiecie „%”) nie zaszczycili przybysza nawet najkrótszym spojrzeniem. Gitarzystę (tu oczywiście mówimy o Slashu, a nie o tych z gitarami , którzy nawet nie potrafili prosto ustać w pionie) to trochę zabolało. Mieszkali razem, a tu takie traktowanie? Chociaż z drugiej strony nawet się ucieszył, bo fakt, że trzymał w rękach pudło na pewno nie umknąłby ich uwadze, a to przetoczyłoby się w zadawanie kłopotliwych dla niego pytań. Np. „Co tam masz?” itp. Z zamiarem szybkiego dojścia do swojego pokoju Saul wspaniałomyślnie skierował się w stronę schodów. Wsparł nogę na pierwszym stopniu i usłyszał głośne skrzypnięcie. I on jeszcze marzył o bezszelestnym wejściu na piętro po tej zacnej budowli... Przerażała ona swą kruchą konstrukcją każdego, kto na nią spojrzał. Na całe szczęście nikt w tym domu nie zwracał uwagi na żaden huk, a już na pewno nie na skrzypnięcie. Równie dobrze to Izzy mógłby się podnosić z kanapy, a nigdy nie wiadomo jak tam u niego ze stawami. W każdym razie mogłoby się palić, walić, Joe Perry mógłby się rozbierać… A nie, tego by chyba nie przegapili, ale cokolwiek by się tam działo (poza Perry’m nago) to członkowie zespołu na pewno by to zignorowali. Dlatego też Hudson stwierdził „a jebać to wszystko!” i ze stoickim spokojem wszedł do pokoju. A raczej próbował, bo owe pudło, które niósł było trochę duże... Chwiejąc się na obcasach i mrużąc pomalowane oczy (których i tak nie było widać spoza stery kłaków) przeszedł przez próg drzwi z triumfem wymalowanym na twarzy (też przesłoniętej kłakami (mi się bardzo podobają włosy Slash’a i w ogóle Slash… xD <przyp. aut.>)). Postawił ten olbrzymi pakunek obok łóżka i starannie zamknął za sobą drzwi. Zaczął odrzucać wszystko z podłogi na bok. Oczywiście przerzucał tylko przedmioty typu: puste butelki i puszki, zepsute zapalniczki, stare, nienadające się już do użycia strzykawki, puste pudełeczka po papierosach, zużyte struny do gitary, inne części do gitary itp. Nawet znalazł kartkę z numerem do pewnej laski, która jakiś rok temu dała mu ją, a następnie się na niego wydarła, że nie zadzwonił („bo po co?? You ain’t the first…”). Rozbiła mu opróżnioną butelkę po Danielsie i zwiała. Chłopakowi, aż zakręciła się łezka w oku na to wspomnienie. Tamta flaszka to był jego pierwszy podpieprzony ze sklepu Jack. Jak ta suka mogła rozbić tą pamiątkę? Dalej sprzątał swój pokój i zastanawiał się, skąd w tym pomieszczeniu wzięło się tyle ostrych, niebezpiecznych przedmiotów…? Stwierdził natomiast, że to Steven próbował się ogolić i zostawił tutaj te przyrządy. No ale ten dom od początku wydawał się im jakiś dziwny... Kiedy już upewnił się, że na podłodze jest wystarczająco dużo miejsca sięgnął do ów tajemniczego pudła po swój skarb… W między czasie Izzy i Duff postanowili uzupełnić zapasy fajerwerk na Sylwestra (oczywiście był środek lata). W tym celu wybrali się do pierwszego napotkanego supermarketu. Wzięli całkiem sporo sztucznych ogni i zawrócili do „domu” (jeżeli oczywiście tę ruderę, potocznie zwaną przez jego mieszkańców „Hellhouse”, można nazwać domem). Kiedy już dotarli do celu zgodnie postanowili ukryć swoją zdobycz.
- Ja ci, kurwa, mówię Stradlin – wyjąkał pijany Duff
zataczając się na farbowanego szatyna – Jak to wszystko kiedyś jebnie, to tak
nam się dostanie, że ja pierdolę!
- No i zajebiście! – odpowiedział niższy gitarzysta.
Schowali zapasy sylwestrowe do dużej drewnianej skrzyni, a samą skrzynię ukryli
w tzw. „salonie” w szafce.
- No to ja się idę przespać – burknął zmęczony Izz.
- Ja też… - odparł McKagan.
I poszli do pokoju Stevena, bo akurat był wolny. Izzy walnął
się na łóżko, a Duff zadowolił się chłodną podłogą, ale wcześniej zajebał
rytmicznemu całą pościel z łóżka, więc tamten zasnął tylko na twardym materacu.
Normalny, przeciętny człowiek zapewne zastanawiałby się jakim cudem ktoś
jeszcze trzyma w domu tak przesiąknięty różnymi rodzajami alkoholi materac?!
Natomiast u Gunsów było to na poziomie dziennym. Ba! Cud, że w ogóle mieli
jakikolwiek materac!
______________________________________________________________________
Przepraszam, że taki krótki, ale dopiero się rozkręcam i postaram się to zmienić. Proszę o szczere komentarze. :)
______________________________________________________________________
Przepraszam, że taki krótki, ale dopiero się rozkręcam i postaram się to zmienić. Proszę o szczere komentarze. :)