Nothing But A Good Time
Guns N' Roses zaczęli grać. Co tu dużo pisać; niektórym się podobało, innym nie. Niektórych w ogóle to nie obchodziło i przyszli tu, bo nie mięli gdzie indziej iść, a liczyli na jakąś zabawę - do tych zaliczali się chłopcy z Poison. Czemu nie lubili Gunsów? Kto to wie. Zwykle w konfliktach tak bywa, że nikt nie wie jak się wszystko zaczęło, o co walczy każda ze stron. Po prostu trzeba zabić wroga i tyle. No co tu więcej tłumaczyć? Gunsi nie mięli pojęcia, kto zaczął i o co poszło. Kogo by to obchodziło? Gunsów w ogóle mało co obchodziło (poza swoją własną kariera oczywiście - nie mówimy od razu, że byli egoistami!). Jakby na to nie patrzeć muzycy z obu zespołów mięli wiele wspólnych cech. Chcieli zrobić światową karierę, spełnić marzenia i dobrze się bawić. Nie przejmując się czy dożyją kolejnego dnia. Ich motto brzmiało: "I'm looking for nothing but a good time". I pewnie żyliby sobie tak dalej, gdyby Axl Rose nie mrugnął ze sceny do tej ślicznej blondyny, która od pewnego czasu podobała się Rikkiemu Rockettowi. Tego było za wiele. Perkusista Poison podniósł się z miejsca, aby "pokazać temu gryzoniowi z zardzewiałych pistoletów i zwiędłych róż, gdzie jego miejsce kurwa jego mać!!" Nikt nie zamierzał go zatrzymywać. Koledzy z zespołu raczej go zignorowali.
- Ha, patrz na tego idiotę, myśli, że serio umie grać na tej gitarze? Jak mu jest? Ukośnik? - spytał Bret Michaels siedzącego obok kolegę. - HEJ, TY! PRZECINEK! A, NIE, SORRY, UKOŚNIK, SKĄD WZIĄŁEŚ TE POZY? OGLĄDAŁEŚ JAKIEŚ PROGRAMY O WSZACH I PRÓBUJESZ JE WYTRZEPAĆ Z TYCH KŁAKÓW? (Wyobrażacie sobie, gdyby na taki koncert przyszedł ktoś kto ma wszy? Wyobrażacie sobie, jak by się szybko rozprzestrzeniły przy headbangach?? <przyp. aut.>) - wokalista krzyknął najgłośniej jak potrafił, a i tak jego uwaga była ledwo słyszalna. Hudson odpowiedział mu tylko mocniejszym uderzaniem w struny. Rikk w tym czasie przedarł się do blondyny, która patrzyła na Axla zainteresowana i złapał ja w talii. Potem okręcił ją dookoła, powiedział coś i zaczął się z nią LIZAĆ (nie można tego nazwać całowaniem, to było "lizanie" przez wielkie litery). Axl ostentacyjnie odwrócił się tyłem, a Rikk zaczął rozbierać dziewczynę, patrząc kątem oka na Axla. W końcu blondyna zniesmaczona odepchnęła go i odeszła. W tym momencie Rose uśmiechnął się kpiąco. W perkusiście Poison wszystko zawrzało. Reszta zespołu siedząca przy stoliku zaczęła rzucać w muzyków na scenie puszkami po piwie.
- TY CHUDY! TAK, TY CZARNOWŁOSY! OJCIEC CI NIE POWIEDZIAŁ, ŻE JAK NIE MASZ CO POKAZAĆ NA SCENIE TO LEPIEJ W OGÓLE NA NIĄ NIE WYCHODŹ?!
- KTO WYMYŚLAŁ TĄ NAZWĘ ZESPOŁU? TWOJA MAMA, TY WYSZCZERZONY? WIESZ, JUŻ NAWET TEN CHUDY GRA LEPIEJ OD CIEBIE!
- TE, BLOND WYSOKI, McDONALD, CO TY UBRAŁEŚ? SKĄD TO WZIĄŁEŚ? Z LUMPEKSU?
Rikk Rockett dotarł do sceny z butelką Jacka Danielsa i wylał ją pod nogi Axla, który zapatrzony gdzieś w publiczność nie zauważył niczego podejrzanego. Rikk korzystając z tego wylał resztki zawartości do kowbojek Rose'a. Wokalista przekonany, że ktoś z publiczności trzyma go za nogę mokrą ręką odskoczył do tyłu i poślizgnął się, upadając z grzmotem na ziemię, potykając się o kabel Slasha i wyrywając go z gitary. Hudson szybko wpiął go z powrotem, a Rose dokończył piosenkę. Chłopcy przestali grać. Axl odłożył mikrofon, a Steven wstał za perkusją.
- Musimy coś załatwić - powiedział głośno, aby publiczność go usłyszała. Skoczył na oddalającego się po cichu pd sceny Rikka. Szarpnął go za koszulkę i tak mniej więcej się zaczęło. Ludzie odskoczyli na boki. Axl walił pięściami na oślep i szarpał za koszulkę przeciwnika. Co jakiś czas udawało mu się go poddusić, ale zaraz obrywał w szczękę, albo gdzieś w bok. Rikk kopał go swoimi kowbojkami. Och, gdyby tak Axl miał glany to pokazałby temu łotrowi... Steven szybciutko przesunął swój zestaw perkusyjny (no dobra, nie tak szybciutko) I zeskoczył ze sceny. Duff, Izzy i Slash odłożyli gitary i popędzili za Popcornem. Blondyn dopadł stół, przy którym siedzieli Poisoni. Splunął na podłogę przed Bretem i rzucił mu mordercze spojrzenie. Wokalista uśmiechnął się drwiąco i zabębnił palcami o blat stołu.
- Spotkajmy się za dwie godziny na pustyni i tam się policzymy - warknął Izzy. Poisoni (nie zdając sobie z tego sprawy) trafili w jego czuły punkt. Stradlin nie mógł pozwolić, żeby "ci skurwysyni obrażali mojego ojca i chuj!!"
- PUSTYNIĘ to ty masz chyba w tym łbie - odszczeknął, siedzący obok Breta gitarzysta, C.C. DeVille. Bobby Dall, grający na gitarze basowej i Michaels zarechotali. Izzy zamachnął się i spoliczkował C. C.'ego. Osłupiały gitarzysta potrząsnął głową i zmarszczył brwi.
- A więc chcecie się bić. Proszę bardzo.
Axl i Rikk przeturlali się pod nogi chłopaków i wszyscy zaczęli się bić. Bret oblał czymś zimnym Duffa (McKagan nie wiedział czym, ale przyłożył mu za to łokciem w szczękę). Michaelsa odrzuciło do tyłu i uderzył plecami o jakiś stolik. Duff nie czekał, aż tamten się pozbiera i spoliczkował go z radością. Bret plując krwią kopnął basistę w łydkę, a tamten mimowolnie kleknął i jęknął. Izzy leżał na stoliku, przy którym siedzieli Poisoni i machał rękami i nogami, odpychając od siebie C. C.'ego DeVilla. C. C. próbował uderzyć Stradlina krzesłem. Szatyn kopnął wroga w brzuch i DeVille odsunął się na bok. Potem zamachnął się krzesłem i ściął z nóg rytmicznego, który padł jak kłoda na posadzkę. C. C. szarpnął go za włosy, ale Izzy uderzył go w biodro stojakiem od mikrofonu, który znalazł się obok niego. DeVille przygniótł szatyna do ziemi. Stradlin poczuł, że zaczyna mu brakować powietrza. Wypełzł spod blondyna. Slash i Steven wspólnie walczyli przeciwko Bobby'emu Dallowi. Basista uderzał raz jednego, raz drugiego. Ich walka nie była tak krwawa, jak na przykład ta Duffa i Breta. Steven kilka razy został odrzucony na ścianę, a Slash walczył tak, aby się za bardzo nie przemęczyć. Gunsów w ogóle w teraz nie obchodziło, że za chwilę mają mieć wywiad. W końcu do środka wszedł ochroniarz baru i rozdzielił zespoły. Joe Perry patrzący na to wszystko z boku uśmiechał się pod nosem. No! I nareszcie się coś dzieje! Popijał sobie niebiesko-zielonego drinka z parasolką i uśmiechał pod nosem. Oparł się o ścianę i obserwował. Po chwili podeszła do niego dziewczyna w czarnej lateksowej sukience z głębokim skośnym dekoltem i oczami pomalowanymi kredką. Przeczesała palcami włosy i szepnęła coś na ucho Perry'emu. Joe pokiwał głową z zadowoleniem i objął dziewczynę ramieniem. Potem odeszli rozmawiając i śmiejąc się, a Gunsi udali się na wywiad.
***
- No dobrze, może od razu przejdźmy do pytań. Czy jest coś, o czym nie chcecie mówić? - spytała radośnie.
- Zobaczymy - mruknął Axl.
- Dobrzee... W takim razie zaczynajmy.
Wcisnęła "Play" i przeczytała pierwsze pytanie:
- Co ma w sobie takiego nazwa "Guns N' Roses", że akurat ją wybraliście?
Duff przewrócił oczami.
- Nic.
- Coś musi mieć, skoro się na nią zdecydowaliście.
- No tak - zaczął Axl. - Ma w sobie wszystko to co konieczne.
- To znaczy...? - drążyła.
- Hym. Brzmi złowieszczo. Jest oryginalna. Jest romantyczna...
- Romantyczna? - burknął Izzy.
- Aha, aha. A skąd się wzięła?
- Przywiało ją z wiatrem na pustyni w łbie Izzy'ego... - szepnął Adler. Izzy zmroził go spojrzeniem.
- Uważaj, żeby tobie czegoś nie przywiało z wiatrem!
- To może następne pytanie...
- Poza tym - przerwał jej Izzy - lepiej mieć pustynię niż próżnię!
- Popcorn ma próżnię wypełnioną etanolem! - powiedział Slash.
- O, Popcorn, tak? A dlaczego? - wtrąciła szybko redaktorka. Hudson zmierzył ją wzrokiem.
- Tak po prostu. Ma uczulenie na kukurydzę.
- Ej! Wcale nie!
- Udawaj, że jesteś zdrowy - rzucił Duff.
- Nie jestem uczulony na kukurydzę!
- W ogóle - powiedział Slash.
- Co wasi rodzice myślą o Guns N' Roses? - powiedziała głośno dziewczyna, próbując zwrócić na siebie uwagę.
- Moi rodzice w ogóle nie myślą - prychnął Axl.
- Rodzice? My jesteśmy złymi dziećmi, nie kontaktujemy się z rodzicami - powiedział Saul.
- Ciekawe, że wczoraj byłeś na obiedzie u babci - skomentował Duff.
- Nie byłem - sprzeciwił się gitarzysta. - A poza tym babcia to nie "rodzice".
- LED ZEPPELIN! Led Zeppelin u was mieszkają, prawda? - histerycznie krzyknęła dziewczyna.
- Może tak, a może nie. To sprawy ściśle tajne. Tylko dla agentów GNR.
- Jesteście agentami? - spytała żartobliwie.
- Tak. Grupa Nadzwyczajnych Rozwiązań. No wiesz, rozwiązujemy przestępstwa i tak dalej... - powiedział Izzy.
- O, tak?
- Nie.
- Ale, przecież przed chwilę temu powie...
- Żyjemy teraźniejszością. Chwilą obecną.
- No ale sam powiedziałeś, że jesteście agentami i...
- Masz dowód? - spytał Stradlin.
- No tak! To jest nagrane!
- Tu? - zapytał szatyn wskazując palcem na magnetofon.
- Tak.
Izzy wziął magnetofon, zatrzymał nagrywanie, wyszarpnął ze środka taśmę i zaczął miąć ją w rękach. potem rzucił ją na ziemię i podeptał.
- Co pan robi?! - zawołała dziewczyna.
- Nic - powiedział Izzy podnosząc z ziemi taśmę i wkładając do kieszeni.
Slash zapalił papierosa i wstał z miejsca.
- Pierdolić taki wywiad - burknął i schował zapalniczkę.
Gunsi podnieśli się z miejsc i wszyscy razem odeszli. Duff poklepał redaktorkę po ramieniu i odszedł kopiąc przewrócone krzesło.
- Ale...?
- Guns N' Roses - powiedział ktoś obok niej i odszedł, śmiejąc się.
Dziewczyna wyrzuciła ręce w powietrze i krzyknęła na głos "FUCK!".
***
- Kochanie, przyniosła byś mi szklankę wody? Wiesz gdzie są. - powiedział Steven patrząc prosto w oczy Stacy. Dziewczyna usiadła na łóżku i spojrzała na blondyna z rozbawieniem. Chłopak przejechał dłonią po jej udzie, drugą ręką objął w tali i cmoknął ją w policzek. Brunetka zarzuciła mu ramiona na szyję i popatrzyła czule w oczy.
- Skoro tak ładnie prosisz... - polizała go po nosie i wstała.
Gunsi siedzieli na dole i oglądali telewizję. Slash i Duff zajmowali kanapę. Axl siedział na stoliczku, a Izzy na ziemi, wyciągając nogi i opierając się o sofę. Nagle po schodach zeszła Stacy. Miała na sobie tylko czerwone szpilki, stanik i (co natychmiast zwróciło uwagę chłopaków) stringi. Powoli podeszła do szafki, pozwalając Gunsom napatrzeć się na jej ciało, którym wyraźnie byli zainteresowani. Nic nie mówili, tylko patrzyli na nią jak zahipnotyzowani. Dziewczyna wyjęła szklankę z szafki. Odrzuciła włosy do tyłu i nalała wody dla Stevena. Potem wyprostowana wróciła po schodach. Gunsi patrzyli za nią, nawet kiedy już zniknęła im z pola widzenia. Nikt nic nie skomentował. Doskonale wiedzieli, że wszyscy myśleli to samo.
- O, dziękuję ci, skarbie! - Adler przejął od dziewczyny szklankę i natychmiast przyciągnął ją ręką do siebie, aby pocałować w usta. Potem położył się na łóżku i zakręcił na palcu kosmyk prostych włosów Stacy.
- Chcę ci coś powiedzieć... - zaczął Steven. - Wiesz... Myślę, że chyba do siebie pasujemy, nie uważasz? - zapytał z nadzieję.
- Och, tak, Stevie! Jesteś wspaniałym mężczyzną!
- Nawet tak pomyślałem, że nasze imiona ładnie razem brzmią. Stevcy. Ładnie, prawda?
- Całkiem przyjemnie...
- Nie będziesz już chciała nigdy wrócić do Duffa? - spytał z nutką żalu w głosie.
- Och, Steven! No coś ty! - Adler przytulił ją z ulgą.
- To dobrze!
***
Puk! Puk! Puk! Izzy otworzył ostrożnie drzwi, uważając, aby nie wypadły z zawiasów.
- Cześć! - Stradlin najpierw z radością rozpoznał swoją gitarę akustyczną, a potem Richarda. - Byłem tu wczoraj, ale nikogo nie było. Chciałem ci oddać gitarę.
- Tak, wczoraj graliśmy koncert - Izzy wypuścił dym z ust. - Dzięki. Wejdź.
Richard przekroczył próg i odłożył gitarę na stojak.
- Napijesz się czegoś? - zaproponował Izzy.
- Woda wystarczy - mruknął, siadając na kanapie.
Izzy wyjął z lodówki butelkę wody mineralnej. Powąchał i odłożył z powrotem. Tak samo z następną. I następną, i następną i następną... (Skąd się tam wzięło tyle butelek z wodą??) Kiedy rytmiczny wybierał odpowiednią wodę dla kolegi, Richard odważył się zapytać:
- Hej, Izzy... Chciałem cię spytać... Bo się tak zastanawiałem... Pamiętasz jak dwa dni temu pokazałem ci ten artykuł o wężu Alice'a? - Izzy kiwnął głową. - No to właśnie, czemu wtedy tak szybko poleciałeś?
Szatyn akurat szperał w lodówce. Wyciągnął głowę z środka (uderzając się oczywiście) i popatrzył na Richarda.
- No widzisz... Hm. Wiesz, chyba mi nie uwierzysz.
- Ja?! No co ty, Izz! Stary! Uwierzę!
- No bo... wiesz... Właśnie jak mi to dałeś do przeczytania to ten wąż, o którym tam było... był u nas.
- U was? Czyli gdzie?
- No tu.
- Tu? W tym domu w sensie?
- Tak.
- Osz ty!! - krzyknął Richard, zrywając się z sofy. - Czyli Alice Cooper tu był?!!
- Skąd od razu taki wniosek? - spytał Izzy.
- Nie wiem. Tak pomyślałam, że ktoś chyba musiał po niego przyjechać, nie? Chociaż, tak, masz rację. Czemu niby on miałby tu być. Znaczy... w ogóle to ten wąż dalej tu jest?
- Nie.
- Czyli ktoś tu był po niego?
- Tak.
- Czyli Alice Cooper tu był?!! - Richard spytał wprost, bez zastanowienia.
- No... Taak.
- I co?
- Co co?
- No jaki on był?!
Richard podekscytował się jak dziecko. Izzy lubił tego kolesia. Umiał poprawić humor, nawet jeśli sobie sam zupełnie nie zdawał sprawy, że to robi. Poza tym, na tym facecie mało co robiło wrażenie. Może brzmi to trochę niejasno, ale... hm... powiedzmy, że przywykł do odmienności. Dlatego kompletnie zignorował Stradlina wąchającego butelki (nie oszukujmy się, ale ktoś kto tak robi chyba nie jest do końca zdrowy psychicznie, czyż nie?).
- Wiesz... tak szczerze, do chyba nie zupełnie go ogarniam... - wyznał szatyn. - On jest... jest dziwny.
- Dziwny? - zachęcał Richard.
- Taak, dziwny - odpowiedział ostrożnie rytmiczny. - I gadatliwy, o tak, gadatliwy! I... zaskakujący... - dokończył zamyślony Izzy.
- Czemu?
- Wiesz... zaproponował nam wspieranie go na kilku koncertach na jego trasie.
Izzy uśmiechnął się pod nosem, a Richard przestał oddychać. Kiedy Stradlin już zaczął się martwić, że przez niego (chwila, przez Alice'a) jego kolega teleportował się na tamten świat i bezczelnie, a wręcz chamsko, zostawił na głowie Izzy'ego problem ze swoim zdrętwiałym ciałem, Richard kontynuował oddychanie. Rytmiczny odetchnął z ulgą, bo błyskawicznie (błyskawicznie, jak na mózg Izzy'ego, nie żeby Izzy był głupi) przeanalizował fakty i stwierdził, że pozbycie się ciała Richarda z Hellhouse pozbawiłoby go przynajmniej jednej dziennej porcji alkoholu. A kto wie czy by to przeżył! Izzy nie był alkoholikiem. On żył dla alkoholu, nie alkohol podtrzymywał go przy życiu (albo w zasadzie nie podtrzymywał, wręcz na odwrót...). On nie potrzebował do życia alkoholu, tylko alkohol potrzebował jego! Ha! Wszystkie Jacki Danielsy powinny być mu wdzięczne, że je pije! To dla nich zaszczyt!! No hej! Czy to nie zaszczyt mieć styczność z ustami Izzy'ego Stradlina?! Odpowiedź jest oczywista. Ponadto nikt nie miał tyle razy styczności z ustami Izzy'ego, ile gwint butelki Jacka Danielsa czy Nightraina! Każda dziewczyna mogła być zazdrosna, wiedząc, że i tak tego nie zmieni!
- Czyli... zagracie jako support Alice'a Coopera?! - pisnął Richard, kiedy wreszcie odzyskał mowę (i chyba świadomość).
- Tak - odparł dumnie Izzy.
- Mogę cię o coś prosić? - Richard spojrzał na niego błagalnym wzrokiem.
- Pewnie!
- Załatwisz mi wejściówkę za kulisy?
Izzy'emu zrzedła mina. Jaką miał pewność, że mu się uda? Niby można spróbować, ale to w końcu wejściówka za kulisy do Alice'a Coopera! On jest tylko rytmicznym jednego z supportów na kilku koncertach trasy. Z drugiej strony Alice obiecał im wspólną piosenkę... Można spróbować.
- Ok, spróbuję.
- Kocham cię, stary! Serio, kocham cię! Izz! O jaa! Wejściówkę za kulisy! Jesteś wspaniały! Naprawdę! Cudow....!!!! Hyy!!!!
Richard zachłysnął się powietrzem, ponieważ po schodach zaszedł John Bonham. Blondyn stał z rękami przyciśniętymi do piersi i wielkimi oczami, wgapiając się w Bonza.
- Widział ktoś może tego Gibsonistę? - spytał John, pokazując zdjęcie Page'a.
- Nie wiem. Chyba gdzieś wyszedł z Jonesem - powiedział zachowawczo Izzy, obserwując kątem oka Richarda. Tym razem przynajmniej oddychał.
- Mogę szklankę wody? - Bonzo skierował się w stronę lodówki.
Richard natychmiast chwycił swoją i podał zaskoczonemu perkusiście. Bonham wziął z jego ręki szklankę i zmierzył go wzrokiem.
- Dziękuję ci, dobry człowieku.
- Iiiiiiiii....!!
- Woda wystarczy - mruknął, siadając na kanapie.
Izzy wyjął z lodówki butelkę wody mineralnej. Powąchał i odłożył z powrotem. Tak samo z następną. I następną, i następną i następną... (Skąd się tam wzięło tyle butelek z wodą??) Kiedy rytmiczny wybierał odpowiednią wodę dla kolegi, Richard odważył się zapytać:
- Hej, Izzy... Chciałem cię spytać... Bo się tak zastanawiałem... Pamiętasz jak dwa dni temu pokazałem ci ten artykuł o wężu Alice'a? - Izzy kiwnął głową. - No to właśnie, czemu wtedy tak szybko poleciałeś?
Szatyn akurat szperał w lodówce. Wyciągnął głowę z środka (uderzając się oczywiście) i popatrzył na Richarda.
- No widzisz... Hm. Wiesz, chyba mi nie uwierzysz.
- Ja?! No co ty, Izz! Stary! Uwierzę!
- No bo... wiesz... Właśnie jak mi to dałeś do przeczytania to ten wąż, o którym tam było... był u nas.
- U was? Czyli gdzie?
- No tu.
- Tu? W tym domu w sensie?
- Tak.
- Osz ty!! - krzyknął Richard, zrywając się z sofy. - Czyli Alice Cooper tu był?!!
- Skąd od razu taki wniosek? - spytał Izzy.
- Nie wiem. Tak pomyślałam, że ktoś chyba musiał po niego przyjechać, nie? Chociaż, tak, masz rację. Czemu niby on miałby tu być. Znaczy... w ogóle to ten wąż dalej tu jest?
- Nie.
- Czyli ktoś tu był po niego?
- Tak.
- Czyli Alice Cooper tu był?!! - Richard spytał wprost, bez zastanowienia.
- No... Taak.
- I co?
- Co co?
- No jaki on był?!
Richard podekscytował się jak dziecko. Izzy lubił tego kolesia. Umiał poprawić humor, nawet jeśli sobie sam zupełnie nie zdawał sprawy, że to robi. Poza tym, na tym facecie mało co robiło wrażenie. Może brzmi to trochę niejasno, ale... hm... powiedzmy, że przywykł do odmienności. Dlatego kompletnie zignorował Stradlina wąchającego butelki (nie oszukujmy się, ale ktoś kto tak robi chyba nie jest do końca zdrowy psychicznie, czyż nie?).
- Wiesz... tak szczerze, do chyba nie zupełnie go ogarniam... - wyznał szatyn. - On jest... jest dziwny.
- Dziwny? - zachęcał Richard.
- Taak, dziwny - odpowiedział ostrożnie rytmiczny. - I gadatliwy, o tak, gadatliwy! I... zaskakujący... - dokończył zamyślony Izzy.
- Czemu?
- Wiesz... zaproponował nam wspieranie go na kilku koncertach na jego trasie.
Izzy uśmiechnął się pod nosem, a Richard przestał oddychać. Kiedy Stradlin już zaczął się martwić, że przez niego (chwila, przez Alice'a) jego kolega teleportował się na tamten świat i bezczelnie, a wręcz chamsko, zostawił na głowie Izzy'ego problem ze swoim zdrętwiałym ciałem, Richard kontynuował oddychanie. Rytmiczny odetchnął z ulgą, bo błyskawicznie (błyskawicznie, jak na mózg Izzy'ego, nie żeby Izzy był głupi) przeanalizował fakty i stwierdził, że pozbycie się ciała Richarda z Hellhouse pozbawiłoby go przynajmniej jednej dziennej porcji alkoholu. A kto wie czy by to przeżył! Izzy nie był alkoholikiem. On żył dla alkoholu, nie alkohol podtrzymywał go przy życiu (albo w zasadzie nie podtrzymywał, wręcz na odwrót...). On nie potrzebował do życia alkoholu, tylko alkohol potrzebował jego! Ha! Wszystkie Jacki Danielsy powinny być mu wdzięczne, że je pije! To dla nich zaszczyt!! No hej! Czy to nie zaszczyt mieć styczność z ustami Izzy'ego Stradlina?! Odpowiedź jest oczywista. Ponadto nikt nie miał tyle razy styczności z ustami Izzy'ego, ile gwint butelki Jacka Danielsa czy Nightraina! Każda dziewczyna mogła być zazdrosna, wiedząc, że i tak tego nie zmieni!
- Czyli... zagracie jako support Alice'a Coopera?! - pisnął Richard, kiedy wreszcie odzyskał mowę (i chyba świadomość).
- Tak - odparł dumnie Izzy.
- Mogę cię o coś prosić? - Richard spojrzał na niego błagalnym wzrokiem.
- Pewnie!
- Załatwisz mi wejściówkę za kulisy?
Izzy'emu zrzedła mina. Jaką miał pewność, że mu się uda? Niby można spróbować, ale to w końcu wejściówka za kulisy do Alice'a Coopera! On jest tylko rytmicznym jednego z supportów na kilku koncertach trasy. Z drugiej strony Alice obiecał im wspólną piosenkę... Można spróbować.
- Ok, spróbuję.
- Kocham cię, stary! Serio, kocham cię! Izz! O jaa! Wejściówkę za kulisy! Jesteś wspaniały! Naprawdę! Cudow....!!!! Hyy!!!!
Richard zachłysnął się powietrzem, ponieważ po schodach zaszedł John Bonham. Blondyn stał z rękami przyciśniętymi do piersi i wielkimi oczami, wgapiając się w Bonza.
- Widział ktoś może tego Gibsonistę? - spytał John, pokazując zdjęcie Page'a.
- Nie wiem. Chyba gdzieś wyszedł z Jonesem - powiedział zachowawczo Izzy, obserwując kątem oka Richarda. Tym razem przynajmniej oddychał.
- Mogę szklankę wody? - Bonzo skierował się w stronę lodówki.
Richard natychmiast chwycił swoją i podał zaskoczonemu perkusiście. Bonham wziął z jego ręki szklankę i zmierzył go wzrokiem.
- Dziękuję ci, dobry człowieku.
- Iiiiiiiii....!!
***
Slash wypluł kakao (nie rozumiem, co was tak dziwi, czemu Slash ma zawsze pić alkohol??) przed siebie, przełączając kanały w telewizorze.
- Bleee... Slash... Oplułeś mnie, debiluu... - jęknął Steven, wycierając ramię kocem leżącym na kanapie - Co za ohyda... Twoja ślina i nie wiadomo co w niej... Fuu! - Adler mamrotał pod nosem do siebie, bo nikt i tak go nie słuchał.
- Chłopaki! Patrzcie co znalazłem! Chodźcie szybko!! Patrzcie! - Gunsi przybiegli przed telewizor. Steven podniósł wzrok na ekran i pisnął z radości.
- KIIIIIIIISS!!
Hudson nie był wielkim fanem Kiss (a przynajmniej nie tak jak Steven...), ale nie w każdej kreskówce występują gwiazdy rocka!
__________________________________________
Nawet nie sprawdziłam, ale mam nadzieję, że nie ma za dużo błędów. :P Wiecie, że na poczatku planowałam dla tego oppwiadania 30 rozdziałów? Chyba jednak dobiję do 50. :))
(Czy tylko mnie powala film animowany z Kiss i Scooby-Doo??)
Witaj Roxy!
OdpowiedzUsuńDostaje od ciebie informacje i sobie tu wchodze,patrze a tu zadnych komentarzy.Jetsem az zdziwiona.Czyzby juz nikogo tu nie ma?Co sie stalo z ludzmi?
Przeciez ,zawsze ktos tu siedzial.Ale coz ,jestesmy chyba jedynmi z ostatnich ludzi ,ktorzy zyja.
A to tak z innej beczki.Co do rozdzialu.
Nono jest fajnie i ciekawie.Na dodatek Gunsi pobili sie z Poison,jak mnie to rozbawilo xD.
Ale ma nadzieje ,ze Gunsi wygrali ,co?
Bo jak Posioni ,to pojde do nich i wlasnorecznie powkladam ich instrumenty w dupy xDD.I naucze ich kto rządzi.
I tak sobie uswiadamiam ,ze na duza ilosc opowiadan o Gunsach,twoje i paru innych osob ,jest najlepsze.Duzo z nich jest nudnych i przereklamowanych.Chyba za duzo tutaj Gunsow. Ja uwielbiam wyjatkowe pomysly ,takie cos mi sie podoba.I twoje takie wlasnie jest. No milo mi ,ze cie znowu odnalazlam.Kiedys cie czytalam ,ale szybko zmylam sie z tad.Teraz powracam na dluzszy czas i mam nadzieje ,ze pozostane tutaj ,wraz. Z toba.Bo CHYBA NIGDZIE SIE NIE WYBIERASZ,PRAWDA?
Noo i to tyle.Moge zostac twoja jedyna czytelniczka,ale bede wierna !
No i milego dnia.Oraz mam nadzieje ,ze pojawi sie Motley Crue xD.Cala ja ! Mega fanka Crue xDDD. Nie przejmuj sie tym,mam bzika na ich punkcie xD.
Pozdrawiam Madeline.
P.S Sorry ,ze tak pozno pisze komentarz i to przeczytalam.Ale jednak, szkola srednia do czego zoobowiazuje :/ ...
Fajnie być jednym z ostatnich żyjących :)) Można się łatwo wyróżnić z tłumu. XD Nie, nigdzie się stąd nie wybieram! I Ty teraz też nie (buahahaha)! Nie wypuszczę Cię. :P Wiesz czemu? Bo bteż mam obsesję na Crue C: Tata nie chciał mnie na nich puścić do Sztokholmu (a kto jest Special Guest na ich trasie? Kto? ALICE COOPER, MÓJ BÓG CHOLERA!!)... Może ich kiedyś wkręcę, ale to najwyżej za jakiś czas.
UsuńGunsi vs. Poison - tu chyba nikt nie wygra i nie przegra nigdy. Chłopcy są za bardzo krnąbrni, żeby pozwolić drugiemu zespołu siebie zwyciężyć... Dzieci...^^
Cóż za komplement :') <333 :** Dziękuję!
Haha widzisz zgadalysmy sie!Poki co nigdzie nie ide xDD.No Alice jest :'(.Fajnie masz,bo ja na zadne koncerty nie jezdze,tylko chodze na lokalne :/.A tak bardzo bym chciala pojechac sobie na jakis koncert,ale coz trzeba czekac do 18 ,albo i 19 :'(.
OdpowiedzUsuńSztokholm ,troche daleko i patrzac na kase ,ktora bedzie wydana tylko na koncert.Troche szkoda :/.Lepiej tam troche posiedziec xD.
A prosze bardzo.
Pozdrawiam,Madeline.
No... kasa jest przeszkodą... Tata mi powiedział, że mają wygodny dworzec! Nie no, ma tam swojego najlepszego kolegę ze szkoły, który wyemigrował (fana Deep Purple - zwariowany człowiek, kocham go XD), więc mógłby się mną (podejrzewam, że z chęcią) zaopiekować... Ale i tak przelot i bilet by drogo kosztowały... No ale tata nie rozumiem, że przecież ALICE NIGDY NIE PRZYJEDZIE DO POLSKI, bo mu się to nie opłaca!
UsuńByłam dopiero na jednym koncercie - Queen + Adam Lambert i to z mamą (która nienawidziła Freddiego "Nie mogłam patrzeć na teledyski Queen, bo Freddie był taki brzydki. (..) I tak się prowadził, że zmarł na AIDS"), bo tata miał połamane nogi... :/ Taaak... Właśnie tak wyobrażałam sobie mój pierwszy koncert, na który pojadę... Yhym...
:**
OdpowiedzUsuń"HEJ TY,PRZECINEK" HAHAHAAHAHAHAHA HAHAHAHAAHHAHAHAHAHAAH
UMARŁAM.
RIKKI, JESTEŚ OBRZYDLIWY. ALE JEBAĆ AXLA.
OD MOJEGO IZZY'EGO TO WARA, BO ZAMORDUJĘ!!! GINCIE SZMATY!
I OD "WYSZCZERZONEGO" TEZ WARA! WOOOOOOOOOOON! CO WY CHCECIE
OD SŁODKIEGO STEVENKA?
"MACDONALD" XDD ZAWSZE MI SIĘ TAK BĘDZIE KOJARZYĆ.
TAAAK! BIJ W NIEGO IZZY, BIJ! GIŃ, CC DEVILLE, TY SZMATO! DAAAWAJ IZZY!
" No! I nareszcie się coś dzieje!" - Joe, wygrałeśxDD
Izzy zawsze ma zajebistą fryzurę!
haahahahahhahahaahahahahahahahahahahahahahahahahahhaha ten wywiad był genialny "romantyczna" "przywiało ją z wiatrem na pustyni w łbie Izzy'ego" "popcorn ma próżnię wypełnioną etylem" "uczulenie na kukurydzę" "ciekawe, że wczoraj byłeś u obiedzie u babci: "grupa nadzwyczajnych rozwiązan" - nie będę kopiowac całości, ALE TEN DIALOG JEST MISTRZOWSKI! HAHAHAHAAHHAAHAHAHAHAHAHAH UMARŁAM, NOO!
Tylko jedna uwaga. Lepiej, żeby to był etanol, bo etanol to alkohol. xD a etyl, to inny związek, a nie alkohol. Tak mi się wydaje. Aczkolwiek nie wiem. Moja edukacja chemiczna skończyła sie w 1 kl technikum, a teraz jestem w 2 i nie ma chemii.
IZZY, JESTES GENIUSZEM XDD Z TĄ KASETĄ I TAŚMĄ! CO ŁĄCZY KASETĘ I OŁÓWEK? PAMIĘTASZ, ROXY? JA PAMIĘTAM!
STEVCY. XD
WĄCHANIE BUTELEK XD
. On nie potrzebował do życia alkoholu, tylko alkohol potrzebował jego! Ha! Wszystkie Jacki Danielsy powinny być mu wdzięczne, że je pije! To dla nich zaszczyt!! No hej! Czy to nie zaszczyt mieć styczność z ustami Izzy'ego Stradlina?! Odpowiedź jest oczywista. Ponadto nikt nie miał tyle razy styczności z ustami Izzy'ego, ile gwint butelki Jacka Danielsa czy Nightraina! Każda dziewczyna mogła być zazdrosna, wiedząc, że i tak tego nie zmieni! - TAAAAAAK! JESTEM W CHUJ ZAZDROSNA! ALE IZZY I TAK JEST MÓJ!
NO WLASNIE. GDZIE GIBSONISTA? JIMMY! ŁER AR JU?!
NIE
NAPRAWDĘ?
ZNALAZŁ KRESKÓWKĘ KISS I SCOOBY DOO?!
ROXY, MISTRZU!
Och, no, dziękuję. XD <3 Jeej, jak ja kocham te jebnięte komentarze od Ciebie! C: Okej, specjalnie dla Ciebie zmienię na etanol. ^^ Dzięki za uwagę. Ja jeszcze nie doszłam do tego, jeśli chodzi o moją chemiczną edukację. :P
UsuńJakże bym mogła nie pamiętać? XD Ja jednak nie korzystam i nigdy nie korzystałam z ołówków, tylko kręciłam palcem. Jakoś mi się udawało, ale męczące...
Noo... Btw. ten film z Kiss i Scooby Doo wyszedł jakoś w tym roku w lipcu czy sierpniu. Ale jest genialny! Takie coś będą oglądać moje dzieci!
Jestem mistrzem? O, fajne uczucie.
:**** Dzięki za komentarz! <333