Let the music be the master
Duff siedział na parapecie okna, patrząc na okolicę Los Angeles. Machał sobie nogami, raz po raz kopiąc butami motocyklowymi w ścianę pod oknem. Strzepnął papierosa, kiedy usłyszał, że ktoś otworzył drzwi do pokoju. Obejrzał się i zobaczył Izzy'ego. Stradlin zamknął powoli drzwi, wciąż patrząc się na Duffa. Blondyn oparł się o okiennicę, kładąc jedną nogę na parapecie.
- Heh, Duff... - zaczął Izzy, uśmiechając się przyjaźnie.
Wciąż nie ruszał się spod drzwi, trzymając dłoń na klamce za sobą.
- Wiesz... Chciałem cię zapytać... Co uważasz o młodych gitarzystach? W sensie tych, którzy dopiero zaczynają grać...?
- Nooo... A co ja mogę kurwa o nich uważać?
- Nie chciałbyś ich motywować?
- Raczej miałbym na to wyjeba...
- Ale Duff! Nie sądzisz, że trzeba rozwijać swój talent, jeśli się go ma?
McKagan doszedł do wniosku, że ta cała rozmowa jest jakaś dziwna...
- Bo jeśli jesteś młody i szukasz siebie i dochodzisz do wniosku, że gitara to może być TO COŚ, to nie cieszyłbyś się, że ktoś to wybrał?
- Ale to wszystko zależy kto...
- Ale ogólnie byś go popierał?
- Jakiego go?
- No nie wiem kurwa, no! Byle jakiego chuja! To tak tylko przykładowo, ja pierdolę!
- Ale skoro przykładowo, to czemu to nie może być ona?
- No to kurwa może jak chcesz! Odpowiedz mi - uspokoił się Izzy.
Wiatr rozwiewał im włosy.
- Wiesz... - zaczął ostrożnie Duff. - Gdybym uznał, że coś może z niej być to bym chyba jej życzył sukcesu.
- Ale wiesz, że byłyby też jakieś skutki uboczne takiego odkrywania talentu?
- No wiem chyba! Sam tak miałem! - dodał z dumą.
- To dobrze. Bo chciałem ci tylko powiedzieć... Że mój pies odkrywa właśnie w sobie takie talenty, ale według moich spostrzeżeń to ma zadatki na Pete'a Townshenda i nie gniewaj się na niego o tą gitarę, co? Młode talenty trzeba wspierać. Nie każdy potrafi zagrać solówkę zębami jak Hendrix! - powiedział szybko Izzy i już go nie było.
Duff przemyślał to co usłyszał.
- TY CHUJU! ZAPIERDOLĘ CIĘ KURWA! ZOBACZYSZ, ISBELL!! SZLAG BY CIĘ TRAFIŁ! SZLAG...! - krzyki Duffa urwał się gwałtownie, kiedy wybiegając z pokoju zahaczył głową o framugę.
- ZABIŁEŚ DUFFA? - dobiegły krzyk Axla z parteru. - SAM SE SZUKAJ BASISTY! JA WIEDZIAŁEM, ŻE Z WAI SIĘ NIGDY KURWA NIE DA! TAK, WY TACY JESTEŚCIE! POPIERDOLENI! CHUJE I SKURWIELE! ALE CO MNIE KURWA OBCHODZI TWÓJ PIEPRZONY PIES? ISBELL KURWA! CHWILA, CO? Twój pies gra jak Hendrix??
***
Izzy stał z boku, układając dłonie w piramidkę (heh, jak
politycy) i z zaciekawieniem obserwując gości. Niektóre twarze widział
pierwszy raz w życiu, ale miał jakieś dziwne, wewnętrzne przeczucie, że
mimo wszytko to stali bywalcy hard party w Hellhouse. Muzyka dudniła jak
zawsze. Stradlin uśmiechnął się chytrze, na myśl o tych wszystkich
ludziach na zewnątrz, przeklinających to wszytko. Czy oni nie pamiętali
jak to było, kiedy byli młodzi? Heh, nie, bo za ich czasów nie było
takich zajebistych imprez! Ta myśl dostarczała Izzy'emu jakieś
nielogicznej satysfakcji. Sam miał czasem dosyć na myśl o tych
hektolitrach (to była największa wielkość jakiej nazwę znał, chociaż to
słowo i tak nie oddawało w pełni ilości) alkoholu, górach narkotyków,
które gdyby teraz złączyć razem to może pobiłyby Mount Everest? Patrzył
na ten tłum ludzi i nagle zaczął się zastanawiać, czy oni naprawdę to
lubią? A może przychodzą, żeby zrobić wrażenie na znajomych? Czy na
pewno przychodzą na imprezy, aby się upić, naćpać, ogłuszyć muzyką, albo
samą atmosferą doprowadzić się do stanu narkotykowego? (Stradlin zawsze
uważał, że w tym domu są jakieś dziwne wibrację, które samoistnie
wprawiają w opisany wyżej stan.) Oczywiście imprezy były zawsze
niesamowite. W dosłownym znaczeniu. Trzeba przyznać, że zawsze było co z
nich wspominać (chociaż najgłupszych i według wielu najlepszych numerów
nigdy zazwyczaj już nie pamiętali). Rytmiczny zaczął się zastanawiać,
co by zobaczył na imprezie, gdyby raz postanowił pozostać zupełnie
trzeźwy? A gdyby tak sprawdzić? Szatyn miał mieszane myśli. Z jednej
strony ogarniała go przemożna ciekawość, ale perspektywa pozostania
trzeźwym na imprezie w Hellhouse... była nieprzekonująca. To by
oznaczało zero zabawy. Ponury, że znów ma ciężki orzech do zgryzienia
zobaczył znajomą twarz przyjaciela, którego nie widział od dawna.
Doskonale go pamiętał! To był Mick, który kiedyś wkradł się do garderoby W. A. S. P., tylko po to, żeby im powiedzieć co myśli o ich beznadziejnej muzyce, a chłopaki w podziękowaniu za szczerość, zaprosili go na koncert. A tam był
Dave, który kiedyś przeżył uderzeniem piorunem w glany! (A przynajmniej
uparcie tak twierdził...) A tam, tam właśnie wchodził Roy, który kiedyś
po zakładzie z kumplem wciągnął sześć kresek proszku do prania! Od tego
czasu cieszył się powszechnym uznaniem w kręgu fanów Sunset Strip. Izzy
natychmiast pospieszył w jego stronę, aby się przywitać.
Po kilku piwach...
- Izzy, a ty co, kurwa? Abstynentem zostałeś? - spytał Johnny (nie bez powodu przezywany "Walkerem"), otwierając kolejne piwo.
Jego uwaga wzbudziła zbiorowy chichot. Izzy siedział z założonymi rękami na kanapie, otoczony kumplami. Cały czas odmawiał alkoholu, aż w końcu zaczęło to zastanawiać wszystkich wokół.
- A chuj ci do tego - burknął obojętnie Izzy, zaciągając się papierosem.
Ktoś znowu rzucił jakiś głupi tekst i wszyscy wybuchnęli śmiechem. Strdalinowi zaczynało to lekko działać na nerwy. Trzeba przyznać, że przebywanie na trzeźwo w towarzystwie pijanych albo chociaż dosyć podchmielonych nie należało do przyjemnych. Szczególnie kiedy odmawianie alkoholu oczywiście wiązało się z niezadowoleniem i zepsutym wieczorem. Szczególnie, jeśli tym odmawiającym jest Izzy Stradlin. Przecież to było wbrew jego naturze! Szatyn wstał i poszedł gdzieś indziej, zobaczy, co się dzieje. Slash i Steven ustawiali piramidę z pustych flaszek. W samym środku znajdowała się jedna pełna. Ten kto zbajeruje najwięcej lasek, będzie mógł ją wziąć, kiedy skończy się alkohol. Gdyby ktoś próbował ją wyciągnąć już teraz - automatycznie wylatuje z imprezy (dosłownie). Zeppelini opowiadali jakieś niestworzone historie, ludziom, którzy się nawinęli. Axl zakładał się o coś z jakimś kolesiem, a Duff gadał z kumplami gdzieś na boku. Izzy usiadł przy stole i objął wzrokiem cały pokój. Tak mało miejsca, a tak dużo ludzi. I to było takie fajne? Siedzieć przy ryczącej z głośników muzyce w ciasnym, brudnym "salonie" i chlać? Izzy strzelił się dłonią w czoło. Co on tu jeszcze robi? Chce zarobić trochę kasy? No w końcu jest na imprezie w swoim własnym domu i jeszcze nie zaczął dilerki?! Pobiegł na piętro po swoją kurtkę, w której miał wszystko co najpotrzebniejsze. Wszedł do swojego pokoju i bez słowa minął jakąś parę, która zbyt zajęta sobą i łóżkiem Axla, nie zwróciła na niego uwagi.
Po kilkudziesięciu piwach (no nie na osobę przecież...)...
Izzy był już strasznie zirytowany i zaczął się zastanawiać, skąd mu się wziął taki idiotyczny pomysł, jak nie picie na imprezie?! I czemu on dalej się tego trzyma?! No czemu nie pójdzie teraz się napić tylko nad tym rozmyśla?! Nagle ktoś podszedł do wieży i zmienił kasetę. Izzy patrzył na niego i zastanawiał się, jakim cudem ich sprzęt jeszcze si tak dobrze trzyma, kiedy obsługują go tacy pijacy, jak tamtne, na przykład. Ale kiedy usłyszał, co tamten ktoś puścił to aż się w nim zagotowało.
- Co to kurwa za szajs?! - wydarł się na cały głos.
- Ej, Isbell, to jest świetne, nie pozwalaj sobie! - odpowiedział mu Slash, patrząc mu prosto w oczy.
- ŻE CO KURWA?! NO DO CHUJA PANA, CZY TO SŁYSZYSZ? W OGÓLE NIECHŻE KTOŚ TO DO CHOLERY ŚCISZY, BO SŁYSZĘ CO MÓWIĘ!! tO JEST KURWA IMPREZA W HELLHOUSE I NIKT NIE BĘDZIE MI TU PUSZCZAŁ JAKIEGOŚ PIERDOLONEGO POPU CZY CO TO KURWA JEGO MAĆ JEST!!!
Ale wszyscy zignorowali Stradlina, kołysząc się do przeboju Simply Red. Izzy oniemiał i zastanawiał się, czy zawsze tu się dzieję takie rzeczy? Nagle usłyszał przebijający się przez hałas, skrzykliwy głos Axla, który wydzierał się, popisując się przed dziewczynami:
- IIII WANNA FAAAALL FROOOM THE STARS, STRAIGHT INTO YOUR ARMS... I, I FEE-EEEL YOOUUU... I HOPE YOU COMPREHEND.
Izzy usiadł na stole i ukrył twarz w dłoniach, nie wiedząc jak zareagować. Chętnie by się napił. Ale nie, bo... No właśnie, bo co?
Po setkach różnych alkoholi...
Stradlin chodził dookoła i patrzył jak zewsząd ze ścian sypie się pył, jako że dom już ledwo to wszytko wytrzymywał. Większość dookoła albo już leżała nieprzytomna, albo do tego dążyła. Duff chyba wreszcie postanowił się rozerwać, bo udowadniał Royowi, że da radę podnieść na raz sześć dziewczyn, bez zachwiania się. Szatyn pokręcił głową i stwierdził, że nie chce na to patrzeć. Kanapa leżała n środku pokoju, odwrócona do góry nagami, a pod nią chował się Slash. Izzy wybałuszył oczy na chłopaków z Motley Crue, którzy kłócili się ze Steven, kto szybciej wciągnie jakiś proszek. Adler w końcu nie wytrzymał napięcia i z całej siły dmuchnął w proszek, który rozwiał się po pokoju, a wszyscy rzucili się na tan spadający z nieba magiczny pył. Izzy strzelił facepalma i stwierdził, że pójdzie na zewnątrz zobaczyć, co tam się wyprawia. Wyszedł z domu i minął się z Davidem Coverdalem, który wchodził właśnie do środka, szczelnie otoczony lgnącymi do niego dziewczynami. Rytmiczny zrobił wielkie oczy i zaczął się zastanawiać, ile to sław przewija się normalnie przez ich domu w czasie imprez. Zakręcił za dom i zobaczył Zeppelinów, siedzących w jakiejś wykopanej dziurze w hełmach i rzucających jajkami w przechodniów.
- Ty nie umiesz tego dobrze wyprowadzić - powiedział Robert, wyszarpując Jimmy'emu z ręki jajko i ciskając nim w (jego mniemaniu) odpowiednim kierunku (ale wiecie jak to bywa z kierunkami po TAKIEJ ilości alkoholu). - No i widzisz?
- Idioto, nie tam rzucamy, tylko tam. Kurwa. - dodał Page i położył się na ziemi.
Plant chwycił jajko i cisnął nim tuż obok głowy Izzy'ego. Szatyn zrobił szybki unik, a na karku zjerzyły mu się włosy.
- O przepraszam cię, Izzyusiu, moja winaaaa - wybełkotał Plant, próbując się wydostać z błota, ale szło mu dość opornie.
- Nie, no, spoko, nic się nie stało - mruknął Izzy, prędko chowając się za rogiem domu, aby przypadkiem nie dostać kolejnym jajkiem.
Pocieszające było, że teraz przynajmniej znowu słuchali czegoś w miarę normalnego. Izzy uśmiechnął się pod nosem, ponieważ faktycznie, było to dość nastrojowe.
Stradlin wyjął z kieszeni kurtki heroinę i dokładnie się jej przyjrzał. Czy bycie trzeźwym obejmuje również abstynencję od narkotyków? Po namyśle schował ją z powrotem. Nagle otwarły się drzwi do pokoju i weszła jakaś dosyć upita dziewczyna. Ale i tak kontaktowała. Izzy przyjrzał się jej uważnie, jako, że wyglądała mu całkiem znajomo. Z pewnością ją już wcześniej widział. Nie wiedział dlaczego, ale intuicja podpowiadała mu,że ma ona jakiś związek ze Slashem... Nagle sobie uprzytomnił, że to ta kelnerka z Roxy, który Hudson chciał podrywać! Popatrzył na nią zaciekawiony, zastanawiając się, co tu robi?
- Cześć - zaczęła i przysiadła na łóżku (taak, oczywiście z należytą gracją...). - My się chyba jeszcze znamy... A wszyscy się już ze mną witali... Niestety Slash gdzieś zniknął. Z resztą, przecież wszyscy tu są, żeby się bawić, niee?
- Izzy.
- Co kurwa Izzy?
- Mam na imię Izzy. Izzy Stradlin - mruknął.
- Ale czy ja cię pytałam o imię? - zrobiła zaskoczoną minę. - Wydawało mi się, że tego nie powiedziałam na głos...
Jakieś kilka piosenek później...
Na podjazd podjechał jakiś metalowiec na Harleyu i nie pytając nikogo o pozwolenie, wjechał przez próg do środka (jak to majestatycznie wyglądało, kiedy wszyscy rozsuwali się na boki przed tym jeźdźcem). Zawarczał silnik, a owy przybysz zatrzymał się na środku pokoju i zdjął kask.
- Heeej, Billy! - zawołał do niego z drugiego końca pokoju Richard i podszedł, aby wręczyć mu browara i potrząsną jego dłoń. - Co tak długo dzisiaj? Impreza trwa, a ciebie nie maa...?
- Byłem zajęty.
Tymczasem...
Kobieta wysiadła z taksówki i spojrzała na kartkę z adresem. Potem rozejrzała się dookoła i w końcu zatrzymała wzrok na najmniej zadbanym, walącym się domu, przed nią. Przez chwile stałą i patrzyła się na rozbłyski świateł z wnętrza. Słuchała muzyki, dudniącej przeraźliwie głośno, aby przebić się przez krzyki i jęki wszystkich obecnych w domu. Kobieta powoli ruszył w stronę wejścia. Przed uchylonymi drzwiami poczuła mocno zapach alkoholu, a otaczająca ją mgła okazałą się być dymem papierosowym. Gdyby tylko wiedziała, jaka naprawdę libacja alkoholowa odbywała się w środku to natychmiast by zawróciła. Ale jej wyobraźnia nie była na tyle bogata, więc nawet nie mogła się domyślać z jakim rozmachem urządzono tam imprezę. Pełna obaw, czy bezpiecznie jest tam wchodzić, pchnęła drzwi. No cóż, rodzina jest najważniejsza. Miłość wymaga poświęceń, a przecież chodziło o zdrowie jej syna! Doprawdy sobie znalazł odpowiednie towarzystwo, nie ma co... Zupełnie nie rozumiała, co mu się w tym wszystkim podobało. Stanęła w progu. Objęła wzrokiem pokój. Zmrużyła oczy przed gryzącym dymem. Po całym domu porozrzucane były butelki i chipsy. Porozstawiano mnóstwo kolorowych świeczek zapachowych, które służyły jako ogień, tym którzy nie mieli ze sobą zapalniczek. Kobiecie zakręciło się w głowie od duszących oparów. Wprawiały w bardzo sielankowy nastrój. Ogólnie panująca tu atmosfera wprawiała w sielankowy nastrój. Kobieta badała twarze wszystkich ludzi, szukając swojego syna. Nie znalazła go, ale za to zobaczyła kogoś innego. Podeszła do niego. Stał przy stole, obejmując jedną ręką dwie dziewczyny (wyglądał według niej na prostytutki), drugą przytrzymując na swoim kolanie jeszcze jedną dziewczynę. W tej ręce trzymał dymiącego papierosa, a za nim na stole stały pootwierane puszki i butelki. Opowiadał coś przysłuchującym się mu dziewczynom, stojącym przed nim. Kobieta już miała go zaczepić, kiedy przeraźliwie warknął silnik motoru, stojącego na środku pokoju. Siedzący na nim chłopak uśmiechnął się zawadiacko do dziewczyn, patrzących na niego z tęsknotą. Kobieta już prawie dotykała ramienia Axla, kiedy usłyszała fragment opowiadanej przez niego historii:
- I wtedy właśnie ten chuj kurwa Duffa powiedział, że on by chętnie poszedł poserfować, skoro już ma deskę, a ta dziewczyna wywaliła na niego oczy i jak mu PIERDOLNĘŁA W TWARZ! Ja jebie, a się ten sukinsyn obrócił dookoła. Ja myślałem, że zaraz wypluje wszystkie zęby! Ale on nic nie zrobił.
- I co?
- I nic kurwa! I chuj znowu żadnej nie poderwał! Ten to w ogóle nie wie jak się obchodzić z dziwkami! Żebyście słyszały jego pieprzone wywody na temat godnego traktowania dziwek! Jeeezu, on jest pojebany!
Kobieta była okrooooopnie zniesmaczona i oburzona. Obróciła się na pięcie i wyszła. Pojechała do hotelu z zamiarem powrotu następnego dnia, kiedy trochę wytrzeźwieją (no cóż, chyba nie wiedziała, że trzeźwi Gunsi to byli może raz na całe milenium!).
____________________________________________________
Po kilku piwach...
- Izzy, a ty co, kurwa? Abstynentem zostałeś? - spytał Johnny (nie bez powodu przezywany "Walkerem"), otwierając kolejne piwo.
Jego uwaga wzbudziła zbiorowy chichot. Izzy siedział z założonymi rękami na kanapie, otoczony kumplami. Cały czas odmawiał alkoholu, aż w końcu zaczęło to zastanawiać wszystkich wokół.
- A chuj ci do tego - burknął obojętnie Izzy, zaciągając się papierosem.
Ktoś znowu rzucił jakiś głupi tekst i wszyscy wybuchnęli śmiechem. Strdalinowi zaczynało to lekko działać na nerwy. Trzeba przyznać, że przebywanie na trzeźwo w towarzystwie pijanych albo chociaż dosyć podchmielonych nie należało do przyjemnych. Szczególnie kiedy odmawianie alkoholu oczywiście wiązało się z niezadowoleniem i zepsutym wieczorem. Szczególnie, jeśli tym odmawiającym jest Izzy Stradlin. Przecież to było wbrew jego naturze! Szatyn wstał i poszedł gdzieś indziej, zobaczy, co się dzieje. Slash i Steven ustawiali piramidę z pustych flaszek. W samym środku znajdowała się jedna pełna. Ten kto zbajeruje najwięcej lasek, będzie mógł ją wziąć, kiedy skończy się alkohol. Gdyby ktoś próbował ją wyciągnąć już teraz - automatycznie wylatuje z imprezy (dosłownie). Zeppelini opowiadali jakieś niestworzone historie, ludziom, którzy się nawinęli. Axl zakładał się o coś z jakimś kolesiem, a Duff gadał z kumplami gdzieś na boku. Izzy usiadł przy stole i objął wzrokiem cały pokój. Tak mało miejsca, a tak dużo ludzi. I to było takie fajne? Siedzieć przy ryczącej z głośników muzyce w ciasnym, brudnym "salonie" i chlać? Izzy strzelił się dłonią w czoło. Co on tu jeszcze robi? Chce zarobić trochę kasy? No w końcu jest na imprezie w swoim własnym domu i jeszcze nie zaczął dilerki?! Pobiegł na piętro po swoją kurtkę, w której miał wszystko co najpotrzebniejsze. Wszedł do swojego pokoju i bez słowa minął jakąś parę, która zbyt zajęta sobą i łóżkiem Axla, nie zwróciła na niego uwagi.
Po kilkudziesięciu piwach (no nie na osobę przecież...)...
Izzy był już strasznie zirytowany i zaczął się zastanawiać, skąd mu się wziął taki idiotyczny pomysł, jak nie picie na imprezie?! I czemu on dalej się tego trzyma?! No czemu nie pójdzie teraz się napić tylko nad tym rozmyśla?! Nagle ktoś podszedł do wieży i zmienił kasetę. Izzy patrzył na niego i zastanawiał się, jakim cudem ich sprzęt jeszcze si tak dobrze trzyma, kiedy obsługują go tacy pijacy, jak tamtne, na przykład. Ale kiedy usłyszał, co tamten ktoś puścił to aż się w nim zagotowało.
- Co to kurwa za szajs?! - wydarł się na cały głos.
- Ej, Isbell, to jest świetne, nie pozwalaj sobie! - odpowiedział mu Slash, patrząc mu prosto w oczy.
- ŻE CO KURWA?! NO DO CHUJA PANA, CZY TO SŁYSZYSZ? W OGÓLE NIECHŻE KTOŚ TO DO CHOLERY ŚCISZY, BO SŁYSZĘ CO MÓWIĘ!! tO JEST KURWA IMPREZA W HELLHOUSE I NIKT NIE BĘDZIE MI TU PUSZCZAŁ JAKIEGOŚ PIERDOLONEGO POPU CZY CO TO KURWA JEGO MAĆ JEST!!!
Ale wszyscy zignorowali Stradlina, kołysząc się do przeboju Simply Red. Izzy oniemiał i zastanawiał się, czy zawsze tu się dzieję takie rzeczy? Nagle usłyszał przebijający się przez hałas, skrzykliwy głos Axla, który wydzierał się, popisując się przed dziewczynami:
- IIII WANNA FAAAALL FROOOM THE STARS, STRAIGHT INTO YOUR ARMS... I, I FEE-EEEL YOOUUU... I HOPE YOU COMPREHEND.
Izzy usiadł na stole i ukrył twarz w dłoniach, nie wiedząc jak zareagować. Chętnie by się napił. Ale nie, bo... No właśnie, bo co?
Po setkach różnych alkoholi...
Stradlin chodził dookoła i patrzył jak zewsząd ze ścian sypie się pył, jako że dom już ledwo to wszytko wytrzymywał. Większość dookoła albo już leżała nieprzytomna, albo do tego dążyła. Duff chyba wreszcie postanowił się rozerwać, bo udowadniał Royowi, że da radę podnieść na raz sześć dziewczyn, bez zachwiania się. Szatyn pokręcił głową i stwierdził, że nie chce na to patrzeć. Kanapa leżała n środku pokoju, odwrócona do góry nagami, a pod nią chował się Slash. Izzy wybałuszył oczy na chłopaków z Motley Crue, którzy kłócili się ze Steven, kto szybciej wciągnie jakiś proszek. Adler w końcu nie wytrzymał napięcia i z całej siły dmuchnął w proszek, który rozwiał się po pokoju, a wszyscy rzucili się na tan spadający z nieba magiczny pył. Izzy strzelił facepalma i stwierdził, że pójdzie na zewnątrz zobaczyć, co tam się wyprawia. Wyszedł z domu i minął się z Davidem Coverdalem, który wchodził właśnie do środka, szczelnie otoczony lgnącymi do niego dziewczynami. Rytmiczny zrobił wielkie oczy i zaczął się zastanawiać, ile to sław przewija się normalnie przez ich domu w czasie imprez. Zakręcił za dom i zobaczył Zeppelinów, siedzących w jakiejś wykopanej dziurze w hełmach i rzucających jajkami w przechodniów.
- Ty nie umiesz tego dobrze wyprowadzić - powiedział Robert, wyszarpując Jimmy'emu z ręki jajko i ciskając nim w (jego mniemaniu) odpowiednim kierunku (ale wiecie jak to bywa z kierunkami po TAKIEJ ilości alkoholu). - No i widzisz?
- Idioto, nie tam rzucamy, tylko tam. Kurwa. - dodał Page i położył się na ziemi.
Plant chwycił jajko i cisnął nim tuż obok głowy Izzy'ego. Szatyn zrobił szybki unik, a na karku zjerzyły mu się włosy.
- O przepraszam cię, Izzyusiu, moja winaaaa - wybełkotał Plant, próbując się wydostać z błota, ale szło mu dość opornie.
- Nie, no, spoko, nic się nie stało - mruknął Izzy, prędko chowając się za rogiem domu, aby przypadkiem nie dostać kolejnym jajkiem.
Pocieszające było, że teraz przynajmniej znowu słuchali czegoś w miarę normalnego. Izzy uśmiechnął się pod nosem, ponieważ faktycznie, było to dość nastrojowe.
Nagle,
tuż przed Izzym spał na ziemię jakiś facet. Stradlin popatrzył na niego
zaskoczony. Mężczyzna odrzucił grzywę bujnych włosów i powoli się
podniósł. Popatrzył nieprzytomnie na Izzy'ego i włożył mu do ręki
flaszkę. A raczej to, co z niej zostało, czyli samą szyjkę, bo reszta
się rozbiła, kiedy uderzył nią o ziemię. Facet podniósł wzrok i krzyknął
do okna na piętrze:
-
Żyję, Jake!! Drake! Czy chuj go tam ja ma na imię, kurwa... Sześć
sekund! Sprawdzaliśmy, ile się leci na dół z piętra - powiedział,
patrząc na szatyna.
Izzy
pokiwał głową i wrócił do domu. Slash właśnie wykonywał swoją popisową
solówkę, stojąc na kuchennym blacie. Wszystko było pięknie (no, może
oprócz tego, że w ogóle nie było go słychać ponad ryczącym Joey'em
Tempestem), dopóki Slashowi nie zachciało się headbangów i walnął głową w
wiszącą za nim szafkę. Otwarły się drzwiczki i wszytko się z niej
wysypało, a Hudson osunął się nieprzytomny na podłogę. Izzy rzucił się,
aby mu pomóc, ale w ostatniej chwili zrezygnował i poszedł na górę, do
siebie. Tzn. takie miał zamiar, ale się na chwilkę wstrzymał, aby
rozważyć czy lepiej walnąć się patelnią w głowę czy od razu podciąć
sobie żyły, kiedy załamał się, widząc co robią jego koledzy z zespołu
(tj. bezmózgie istoty, które musiał tolerować). Z tego co ogarnął, to
Adler się o coś założył z kimś czy coś w tym stylu. No i skończyło się
na tym, że teraz Slash i Duff farbowali Adlerowi włosy na klacie na
morski niebieski... Stradlin, z braku podręcznej patelnie czy żyletki,
obrócił się do ściany i zaczął walić w nią głową i pięściami, nie
wiedząc czy rozpaczać czy się śmiać. Jedno było pewne: zdecydowanie do
tej pory przeceniał inteligencję swoich kolegów. Zakrył oczy dłońmi, nie
chcąc już nigdy oglądać niczego podobnego i poszedł na górę, potykając
się o stopnie. Raz prawie zginął, kiedy poślizgnął się na jakimś
alkoholu. Nie zdawał sobie sprawy, że właśnie wyminął go Nikki Sixx, patrząc na niego jak na idiotę (kto wchodzi po schodach z dłońmi na oczach?). Izzy nawet będąc na piętrze wyraźnie słyszał muzykę z parteru.
Wszedł do swojego pokoju. Popatrzył na jakąś parę na swoim łóżku.
- Spieprzać - burknął i zepchnął ich z pościeli. Po namyśle również zepchnął pościel.
Stradlin wyjął z kieszeni kurtki heroinę i dokładnie się jej przyjrzał. Czy bycie trzeźwym obejmuje również abstynencję od narkotyków? Po namyśle schował ją z powrotem. Nagle otwarły się drzwi do pokoju i weszła jakaś dosyć upita dziewczyna. Ale i tak kontaktowała. Izzy przyjrzał się jej uważnie, jako, że wyglądała mu całkiem znajomo. Z pewnością ją już wcześniej widział. Nie wiedział dlaczego, ale intuicja podpowiadała mu,że ma ona jakiś związek ze Slashem... Nagle sobie uprzytomnił, że to ta kelnerka z Roxy, który Hudson chciał podrywać! Popatrzył na nią zaciekawiony, zastanawiając się, co tu robi?
- Cześć - zaczęła i przysiadła na łóżku (taak, oczywiście z należytą gracją...). - My się chyba jeszcze znamy... A wszyscy się już ze mną witali... Niestety Slash gdzieś zniknął. Z resztą, przecież wszyscy tu są, żeby się bawić, niee?
- Izzy.
- Co kurwa Izzy?
- Mam na imię Izzy. Izzy Stradlin - mruknął.
- Ale czy ja cię pytałam o imię? - zrobiła zaskoczoną minę. - Wydawało mi się, że tego nie powiedziałam na głos...
Jakieś kilka piosenek później...
Na podjazd podjechał jakiś metalowiec na Harleyu i nie pytając nikogo o pozwolenie, wjechał przez próg do środka (jak to majestatycznie wyglądało, kiedy wszyscy rozsuwali się na boki przed tym jeźdźcem). Zawarczał silnik, a owy przybysz zatrzymał się na środku pokoju i zdjął kask.
- Heeej, Billy! - zawołał do niego z drugiego końca pokoju Richard i podszedł, aby wręczyć mu browara i potrząsną jego dłoń. - Co tak długo dzisiaj? Impreza trwa, a ciebie nie maa...?
- Byłem zajęty.
Tymczasem...
Kobieta wysiadła z taksówki i spojrzała na kartkę z adresem. Potem rozejrzała się dookoła i w końcu zatrzymała wzrok na najmniej zadbanym, walącym się domu, przed nią. Przez chwile stałą i patrzyła się na rozbłyski świateł z wnętrza. Słuchała muzyki, dudniącej przeraźliwie głośno, aby przebić się przez krzyki i jęki wszystkich obecnych w domu. Kobieta powoli ruszył w stronę wejścia. Przed uchylonymi drzwiami poczuła mocno zapach alkoholu, a otaczająca ją mgła okazałą się być dymem papierosowym. Gdyby tylko wiedziała, jaka naprawdę libacja alkoholowa odbywała się w środku to natychmiast by zawróciła. Ale jej wyobraźnia nie była na tyle bogata, więc nawet nie mogła się domyślać z jakim rozmachem urządzono tam imprezę. Pełna obaw, czy bezpiecznie jest tam wchodzić, pchnęła drzwi. No cóż, rodzina jest najważniejsza. Miłość wymaga poświęceń, a przecież chodziło o zdrowie jej syna! Doprawdy sobie znalazł odpowiednie towarzystwo, nie ma co... Zupełnie nie rozumiała, co mu się w tym wszystkim podobało. Stanęła w progu. Objęła wzrokiem pokój. Zmrużyła oczy przed gryzącym dymem. Po całym domu porozrzucane były butelki i chipsy. Porozstawiano mnóstwo kolorowych świeczek zapachowych, które służyły jako ogień, tym którzy nie mieli ze sobą zapalniczek. Kobiecie zakręciło się w głowie od duszących oparów. Wprawiały w bardzo sielankowy nastrój. Ogólnie panująca tu atmosfera wprawiała w sielankowy nastrój. Kobieta badała twarze wszystkich ludzi, szukając swojego syna. Nie znalazła go, ale za to zobaczyła kogoś innego. Podeszła do niego. Stał przy stole, obejmując jedną ręką dwie dziewczyny (wyglądał według niej na prostytutki), drugą przytrzymując na swoim kolanie jeszcze jedną dziewczynę. W tej ręce trzymał dymiącego papierosa, a za nim na stole stały pootwierane puszki i butelki. Opowiadał coś przysłuchującym się mu dziewczynom, stojącym przed nim. Kobieta już miała go zaczepić, kiedy przeraźliwie warknął silnik motoru, stojącego na środku pokoju. Siedzący na nim chłopak uśmiechnął się zawadiacko do dziewczyn, patrzących na niego z tęsknotą. Kobieta już prawie dotykała ramienia Axla, kiedy usłyszała fragment opowiadanej przez niego historii:
- I wtedy właśnie ten chuj kurwa Duffa powiedział, że on by chętnie poszedł poserfować, skoro już ma deskę, a ta dziewczyna wywaliła na niego oczy i jak mu PIERDOLNĘŁA W TWARZ! Ja jebie, a się ten sukinsyn obrócił dookoła. Ja myślałem, że zaraz wypluje wszystkie zęby! Ale on nic nie zrobił.
- I co?
- I nic kurwa! I chuj znowu żadnej nie poderwał! Ten to w ogóle nie wie jak się obchodzić z dziwkami! Żebyście słyszały jego pieprzone wywody na temat godnego traktowania dziwek! Jeeezu, on jest pojebany!
Kobieta była okrooooopnie zniesmaczona i oburzona. Obróciła się na pięcie i wyszła. Pojechała do hotelu z zamiarem powrotu następnego dnia, kiedy trochę wytrzeźwieją (no cóż, chyba nie wiedziała, że trzeźwi Gunsi to byli może raz na całe milenium!).
____________________________________________________
Hehe,
wiecie co jest śmieszne? Że opisując tę imprezę z punktu widzenia
Stradlina, sama poczułam się jak On. XD No naprawdę, jakbym tam była i
wdychała ten haszysz, czuła zapach alkoholi, słyszała tę dudniącą
muzykę... Po prostu jakbym była na tej imprezie... A potem "Julia, chodź
na obiad!" i takie WTF? Co się dzieje? Jaki obiad? :P