JEŚLI SKOPIUJESZ COŚ Z TEGO BLOGA, ABY CZERPAĆ WŁASNE KORZYŚCI - MOJE GLANY NIE WYTRZYMAJĄ!!!

OSTRZEŻENIE:

Czytanie bloga zagraża życiu lub zdrowiu (potwierdzono naukowo)!

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 13



Tekst, który jest podkreślony opisuje prawdziwe zdarzenia, ubarwione przemyśleniami bohaterów i opisami. Tę metodę będę stosować częściej, jeżeli tylko będzie ku temu potrzeba. Miłego czytania. :)

So Fine


Slash od rana był jakiś przygaszony. Nie odzywał się do nikogo, snuł się po domu jak duch, ze spuszczoną głową. W ciągu pięciu godzin wypił zaledwie dwie flaszki Daniels'a. Podsumowując to wszytko można by stwierdzić, że był chory, ale nie miał ani kataru, ani kaszlu. Nic z tych rzeczy. To może po prostu był w złym humorze? Nie, raczej nie. Plątał się po Hellhouse. Siedział obok gitary i nawet nie miał ochoty jej wziąć i na niej zagrać! W końcu wyszedł na zewnątrz. Duff obserwujący go od dłuższego czasu nareszcie wpadł na pomysł, aby dowiedzieć się od samego Hudson'a, co mu jest. W tym celu podążył za gitarzystą. Saul siedział przed domem patrząc przed siebie. McKagan usiadł obok niego. Miał nadzieje, że Mulat sam mu coś powie, ale się przeliczył. Gitarzysta cały czas milczał. Duff szturchnął go w ramię.
- Slash, wiem, że coś się stało. - powiedział przyjacielskim tonem, patrząc na kolegę.
- Nic się nie stało. - odparł obojętnie.
- Slash. Doskonale wiem, że COŚ się stało i nie chcesz mi powiedzieć co. - blondyn tak dobrze skłamał, że sam uwierzył w prawdziwość swoich słów. Właściwie to miał rację.
- Acchh... - westchnął Hudson. Wyraźnie można było odczuć, że zamierza coś powiedzieć, dlatego też Duff wstrzymał oddech i okazał odrobinę cierpliwości. Nie chciał przeszkadzać przyjacielowi i sprawić, by ponownie zamknął się w sobie. - Pamiętasz jak wczoraj biliśmy w Roxy? Wszystko zaczęło się właśnie tam. Byłem na dragach, a Izzy ma naprawdę niezły towar i tak jakoś wyszło, że stało się to co się stało, a ja na to nie miałem żadnego wpływu. W każdym razie wczorajszego wieczoru uświadomiłem sobie, że one nie są takie jakie się wydają. - basista zmarszczył brwi, gdyż nie zrozumiał o czym mówi gitarzysta. - Bo ty myślisz, że te twoje są jedyne, zupełnie inne, no wiesz, wyjątkowe, a potem dociera do ciebie bolesna prawda, że jednak się myliłeś. Kiedy patrzysz na nie pierwszy raz trochę się wahasz, co masz zrobić. Spróbować czy nie, ale kiedy już się zdecydujesz, nadal boisz się, że źle postępujesz. I kiedy zauważysz, ile one dla ciebie znaczyły, że były z tobą na każdym kroku, wierne, nie zastąpione. A mimo wszystko najgorsze jest to, że cię uzależniają. I zazwyczaj nikomu nie wychodzą na dobre. Ale chodzi mi bardziej o to, że kiedy czujesz ich bliskość to masz pewne poczucie bezpieczeństwa. Uspokajają cię, kiedy trzeba, kiedy coś pójdzie ci nie tak zawsze uciekasz do nich. Doskonale wiedzą, czego od nich wymagasz i dają ci to. A  potem przy pierwszej-lepszej okazji zostawiają cię, porzucają. Po prostu odchodzą, a ty nie wiesz, kiedy popełniłeś błąd, co zrobiłeś nie tak. - Hudson zakończył swój monolog. Podczas całej jego wypowiedzi można było usłyszeć w jego głosie nutkę żalu.
- Uuuuu... No to widzę stary, że nieźle się wpakowałeś. - skomentował po chwili Duff. - Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jestem ekspertem w tej dziedzinie.
- Naprawdę?! - rozpromienił się Slash. - To znaczy, że mi pomożesz?!
- No jasne! To jest wręcz mój obowiązek! Ale powiedz mi tylko czy chodzi o tą Ewą z Roxy, czy jeszcze o jakąś inną? - zapytał.
- Aleee... - Slash zawahał się. - Bo wiesz, Duff, mi chodziło tylko o to, że wczoraj zgubiłem moje najlepsze fajki w barze.
- Co?! No ty chyba żartujesz?!
- Nie. - McKagan strzelił klasycznego facepalm'a.

***
Bonham i Jones siedzieli w pokoju czekając na pozostałych. W końcu dzisiaj mieli zrobić próbę, to nie byle co! Zastanawiali się, gdzie też może się podziewać Plant i Jimmy...? Robert zwykle spóźniał się na próby. Standardowo pół godziny, godzinę, kiedy wypadło mu COŚ ważnego i nie zdążył uprzedzić, że przyjdzie trochę później, ale trzy  i pół godziny?! No to się w głowie nie mieściło po prostu. Jimmy - ten to dopiero dziwny człowiek. Zwykle przychodził na czas, chyba, że ktoś wpadł na jakże durny pomysł, żeby spotkać się w poniedziałek, albo sobotę. Wtedy trzeba było się liczyć z tym, że Page sam nie wstanie i konieczne będzie budzenie go, a Jimmy tego nie lubił, oj nie lubił! Bonzo palił papierosa (chyba już piątego z kolei...), a John Paul przeglądał gazetę. To szeleszczenie przy każdym przekładaniu strony już go zaczynało denerwować, szczególnie, że codziennie, albo przynajmniej co tydzień, należało przejrzeć wszystkie gazety, aby wiedzieć czy nie napisali przypadkiem czegoś o nich. Czegoś czego nie chcieli, a oni nie za bardzo lubili medie. Już kiedyś mieli przyjemność się z nimi spotkać i od tamtego czasu unikali ich jak ognia (oczywiście nie tego z zapalniczki, po ten sięgali prawie codziennie). Nie żeby się ich bali, ale nie chcieli mieć z nimi do czynienia.
- John, cholera... - zaklął pod nosem Bonham. - Weźmy gdzieś chodźmy. Oni i tak nie przyjdą, to po co mamy marnować taki piękny dzień? Przejdziemy się do baru, co ty na to? - zaproponował. Basista złożył gazetę i spojrzał na niego pytająco.
- Dobra. - wzruszył ramionami. - Może masz rację. - powiedział. Oboje założyli okulary z ciemnymi szkłami i rozpięli koszule do połowy. Wyszli na zewnątrz i skierowali się na znaną już skąd inąd wszystkim bohaterom tego opowiadania ulicę (Oczywiście chodzi o Sunset, domyśliliście się, prawda? <przyp. aut.>). Weszli do ciekawie wyglądającego budynku. Szyld głosił: "Whisky a go go". Usiedli przy stoliku, który jeszcze nie został zajęty i znajdował się w bezpiecznej odległości od wymalowanych i rozchichotanych dziewczyn. Zamówili szampana (kto powiedział, że to się pije tylko w Nowy Rok?). Kulturalnie (haha! Dobre.) nalali sobie po trochu do kieliszków. Wypili zaledwie kilka łyków, gdy podeszły do nich jakieś dziewczyny.
- John Bonham i John Paul Jones? - zapytały w niebo wzięte. Chłopcy wymienili porozumiewawcze spojrzenia i zgodnie pokiwali głowami.
- John? - zapytała jedna z nich zwracając się bezpośrednie do basisty. - Pokażesz tamtej bandzie nieudaczników, jak się używa pianina? - poprosiła robiąc słodkie oczka i trzepocząc swoimi nienaturalnie długimi rzęsami. Jones spojrzał w stronę instrumentu i mrugnął do Bonza. Skinął głową i wstał. Usiadł przed pianinem. Rozprostował palce i upił trochę swojego szampana. Posłał w kierunku perkusisty swój powalający uśmiech i zaczął grać. Grać to mało powiedziane! Zaczarował pianino i słuchaczy. Zainteresowani podeszli bliżej, a Bonham uśmiechał się dumny z przyjaciela. Był pewien, że będzie taki efekt. Cały John Paul Jones...



***

Robert wpadł zaaferowany do pokoju. Wszyscy już na niego czekali. Siedzieli w jednym rządku, każdy na osobnym krześle. Jimmy palił papierosa, Bonzo założył nogę na nogę i patrzył przez uchylone okno, a John siedział z rękami skrzyżowanymi na piersi patrząc ze zdziwieniem na Plant'a. Wokalista kazał im przyjść "w celu omówienia pewnej ważnej sprawy", jak to ujął. Tak więc wszyscy grzecznie przyszli i zajęli miejsca. Czuli się trochę dziwnie siedząc na trzech krzesłach ustawionych na środku pokoju, w równym rządku.
- Witajcie kochani! - przywitał się blondyn. - Zaczniemy od sprawdzenia obecności. Proszę, mówcie "obecny" lub "nie obecny", dobrze? Miło, że się rozumiemy. - uśmiechnął się otwierając pognieciony zeszyt w czerwonej okładce. - Czytam po kolei. Bonham John?
- Obecny. - mruknął Bonzo.
- Jones John Paul?
- Obecny.
- Page Jimmy? - cisza. - Page Jimmy? - ponowił pytanie.
- Nie obecny. - mruknął gitarzysta. Plant spojrzał na niego groźnie.
- Pytam po raz ostatni: Page Jimmy?
- Obecny. - odpowiedział brunet.
- To świetnie, wszyscy są. - ucieszył się Robert. - Zapewne zastanawiacie się, dlaczego prosiłem żebyście...
- Kazałem... - rzucił Jimmy odwracając wzrok.
- PROSIŁEM żebyście przyszli. Ale tak na początek. Jeżeli ktoś chce coś powiedzieć podnosi rękę do góry, rozumiemy się? Jasne.- Zeppelini wymienili między sobą zdziwione spojrzenia. - Tak więc. Niedawno mięliśmy zrobić próbę, ale jak już wszyscy wiemy, nie udało nam się, bo KTOŚ nie przyszedł.
- I kto to mówi. - prychnął Page czując się (i w istocie będąc) oskarżonym.
-  Dlatego też... - Plant kontynuował - ...postanowiłem zwołać to zebranie. Mam tutaj taką ładną tabelkę... - wyciągnął z torby kartkę z bloku A3 z rozrysowaną tabelą. - Objaśnię wam wszystko. - zaoferował - Tak więc tutaj na górze są rozpisane dni tygodnia. Poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek, sobota, niedziela. A tutaj, pionowo, są godziny. Od pierwszej w nocy do dwudziestej czwartej. Pewnie zastanawiacie się, po co to napisałem? A no po to, żebyśmy wybrali jeden dzień tygodnia i godzinę, kiedy będziemy regularnie spotykać się na próbach. - muzycy wymienili zaskoczone spojrzenia. Jimmy zgasił papierosa.
- Alee... - Jones uniósł jedną brew.
- Jeżeli chcesz coś powiedzieć - podnieś rękę. - Plant przerwał koledze wypowiedź. John zrezygnował. - Ja osobiście proponuję spotkania w soboty. Co wy na to?
- Sobota to weekend. Odpada. - wypowiedział się Page.
- Nie możesz pracować w weekend? - zdziwił się Plant.
- Nie.
- To kiedy możesz? - zapytał sarkastycznie.
- Poniedziałek to początek tygodnia - jeszcze się nie rozkręcimy po wolnym. Wtorek. No już będzie lepiej, ale ciągle nie idealnie. Środa - środek tygodnia to będziemy zmęczeni pracą. - Bonham mruknął niemalże niesłyszalnie: "Ty i tak nie pracujesz." na co Page obrzucił go oburzonym spojrzeniem, które mówiło samo za siebie, że nie zgadza się z opinią kolegi - Czwartek to już będziemy bardzo wymęczeni i będziemy już tylko marzyć o weekendzie. Piątek to już jest prawie weekend, więc każdy chce tylko przeżyć te ostatnie kilka godzin w pracy. Sobota no to już mówiłem, a niedziela to jest dzień święty! - dokończył z powagą. Plant popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- Mam rozumieć, że z całego naszego grona to TY jesteś najbardziej zapracowany, tak? A po za tym nie podniosłeś ręki, więc...
- Uważaj, bo podniosę rękę, ale na ciebie! - krzyknął Jimmy wstając.
- A spróbuj tylko!
- A spróbuję! - Jones i Bonham zerwali się, jak na zawołanie i stanęli obok Page. Brunet zaczął się wyrywać z żądzą mordu wypisana na twarzy. Basista i perkusista próbowali go zatrzymać od ataku na Roberta, ale szło im średnio. Wypuścili go i zamachnęli się, aby uderzyć go w twarz (Bonzo z prawej, John Paul z lewej). Wyszkolony już Jimmy zrobił szybki unik, w wyniku czego Bonham uderzył w twarz Jones'a, a Jones Bonham'a. Przełożyli dłonie na swoje rozpalone od bólu policzki i stali patrząc się zdezorientowani na siebie. Tymczasem Jimmy gonił po całym domu Plant'a, który krzycząc, że wyleje go z zespołu, uciekał rzucając za siebie przeróżne przedmioty (lepiej nie wiedzieć jakie dokładnie...).


***

- Hej, heej!! - krzyknął Axl wbiegając w podskokach do domu. Jego radość jakoś nagle wyparowała, kiedy zobaczył wnętrze pokoju. Duff topiący smutki w butelce, Slash wpatrujący się smutnymi oczami w główkę Freddie'go, który owinął mu się wokół ręki, Steven czytający okładkę płyty winylowej, Izzy zaplątany w taśmę z, zepsutej już, kasety... - No ludzie... - powiedział rozczarowany. - Po jutrze mamy koncert, a po nim  wywiad. - Izzy wybuchnął śmiechem. Nigdy nie mięli specjalnie dobrych kontaktów z mediami, Szczególnie od czasu pamiętnego wywiadu, mającego miejsce rok temu, który przeprowadziła z nimi Karen Burch dla tygodnika "Music Connection". Szczególnie niektóre fragmenty pozostały w pamięci rytmicznego...

Axl: "Jasne, ujawnij nasz wiek".
Duff: "Nie ma problemu. Ja mam 19 lat".
Axl: "Ja 24".
Slash: "Nieprawda. Duff ma 22. a ja 19".
Izzy: "Jakie to ma kurwa znaczenie?"
Slash: "Po prostu jej kurwa powiedz"
Izzy: "Axl wcale nie ma 24 lat. Jest stary jak świat. Widział już kurwa wszystko w swoim życiu".
Vicky (Vicky Hamilton - menagerka zespołu w tamtym czasie. <przyp. aut.>): "Hej, przestańcie ściemniać, podajcie faktyczny wiek".
Izzy: "Ale o chuj chodzi? Nie ma to dla nas żadnego znaczenia!"
Slash: "Izzy ma 23 lata, a Steven 21".
Izzy: "Tak, wydrukuj to, bo inaczej nie wpuszczą nas do Rainbow"
Slash: "I błagam, nie pytaj nas skąd jesteśmy".
              
              (...)

 Axl: "Jesteśmy rodziną".
Duff: "Kiedy imprezujemy razem, nie wyobrażam sobie nikogo, z kim można by się lepiej bawić".
Axl: "Tak, to jest świetne! Gwałcić! Plądrować! Mordować!"
Izzy: "To nasze motto".

               (...)

Steven stwierdził, że zespół nawet po śmierci będzie się nadal trzymał razem.
Slash: "Tak, też tak sadzę... Kochałem mojego psa..."
Izzy: "Ale zmarł, i teraz masz Stev'a".
Steven: "Hej, pieprz się".
Axl: "Aha, nie dzielimy się dziewczynami". ...

Nie obeszło się też bez dodatkowych wcinek Izzy'ego typu: "Następne pytanie", "Nie dbamy o to", "To głupie pytanie", "Mamy w dupie ciebie i twój magazyn".

- Zapowiada się ciekawie. - mruknął Stradlin i uśmiechnął się chytrze. Axl dostrzegł błysk w jego oczach. Aż przeszedł go dreszcz.
______________________________________

Może zauważyliście, może nie, fragmenty wywiadu są zaczerpnięte z biografii Guns N' Roses. Tylko nie myślcie, że poszłam na łatwiznę, bo mi się nie chciało i po prostu przepisałam ten fragment. Od razu uprzedzam: nie, nie poszłam na łatwiznę z powodu lenistwa. Po prostu tak mi się ten wątek spodobał, że pomyślałam, że muszę się tym fragmentem podzielić z Wami. :)

  Dziękuję publicznie Ignis Passions za pożyczenie mi tej książki, gdybyś tego nie zrobiła ten blog straciłby bardzo na wartości!

16 komentarzy :

  1. Nadrobiłam! Powiem Ci tyle TY. JESTEŚ. ZAJEBISTA. I. TWÓJ. BLOG. JEST. ZAJEBISTY. I koniec tematu.
    Buziaczki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja to myślałam, że o dragi chodzi, a on, że fajki zgubił! HAHAHAAHAHAHAHAHAHA
    "Jimmy - ten to dopiero dziwny człowiek. Zwykle przychodził na czas, chyba, że ktoś wpadł na jakże durny pomysł, żeby spotkać się w poniedziałek, albo sobotę. Wtedy trzeba było się liczyć z tym, że Page sam nie wstanie i konieczne będzie budzenie go, a Jimmy tego nie lubił, oj nie lubił! " - no to jebłam! HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAAHAHAHA no to mnie rozjebałaś, mała!
    Dwaj Johnowie piją szampana? WTF? HAHAAHAHAAH
    John i pianinko. Hehehehehe
    Hahahah nie pracujemy w weekend! HAAHAH
    Hahahah Zeppelini się biją! XDDDD
    AHAHAAAHHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH ten wywiad był wyjebisty!
    No i czekam na następne :***** <3333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Slash potrafi zaskoczyć. ;) Powtarzasz się, złotko, pisząc pod każdym rozdziałem, że Cię rozjebałam! XD <3 Prawda, że wywiad był wyśmienity?? :P
      Dzięki! :*

      Usuń
  3. Akcja ze Slashem na początku- mistrzostwo, kurwa XD hahahahahahha Nie no fajki, cały Hudson!!! Cholera, uwielbiam Cię, za takie rzeczy, Jesteś geniuszem humoru, no!
    Reszta też jak najbardziej świetna! Kurde, ten Plant z tabelką, no nie mogę xD I potem Jimmy biegający za Robertem xD hahaha, kurde, sikam, jak zawsze hahaha.
    A ta wstawka super! Nadała charakteru i jest jak najbardziej na miejscu. Super!
    Serio jesteś niesamowita <3

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :D Uwielbiam te Twoje komentarze! :P

      Usuń
  4. Slash'owy początek to dobry początek :3
    Nie no, ale to mnie rozwaliło xDD
    Na początku myślałam, że chodzi o dziewczyny, potem, że o dragi, ale o papierosach nie pomyślałam! xD
    Plant tak bardzo nauczyciel ;3 xD
    No i ten wywiad, taki och, ach <3
    Zdobędę tą książkę, choćbym się miała włamać Ignis do domu!! xD

    Ahoj ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Slash'owy początek to niebezpieczny początek! XD O to mi chodziło, żebyście od razu skojarzyli z dziewczynami! :P Dzięki, że w ogóle chciało Ci się skomentować! <3
      Co do tej książki... Nie wypowiem się na ten temat. A na pewno nie tutaj.
      Ahoj! C;

      Usuń
  5. Zapraszam na rozdział 6 :) http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. http://bullshit-and-lies.blogspot.com/2014/05/rozdzia-5-jestem-dobrym-przyjacielem.html

    Witaj dobry człowieku! Nowy rozdział na moim blogu.
    Proszę o szczere i rozbudowane komentarze.
    Miłego czytania

    Zrzędliwa ABC.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow, ciekawe gdzie udostępniali takie wywiady 0.0 Slash mnie wewnętrznie rozpieprzył! ;D I Zeeplini tacy uroczo dziecięcy w tym mówieniem "obecny/nie(...)"... Zacytuję siebie, a dokładniej mój najsłynniejszy szkolny tekst... uwaga... przygotować się... PACHNIE DZIEĆMI. ;3
    Wyczekuję nexta. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie wywiady udostępniali w czasopismach, np. Music Connection (właściwie Gunsi potem zabronili udostępnić udostępnić ten wywiad, a on i tak został opublikowany, ale z dopiskiem, że Gunsi nie zezwolili na jego publikację :P). Nie, na dzieci się nie szykujcie. ;) Nie zrobię z tego romantyku. xD
      Do zobaczenia, dziękuję! :*

      Usuń
  8. Jesteś Zarąbista i masz głowe do pisania opowiadań :*


    Pozdrowionka:* i Całusy:*

    Konto:Rocky Enghish

    OdpowiedzUsuń

Jeśli jesteś blogerem wiesz jaka to radość, kiedy ktoś napisze Ci na blogu komentarz, jeśli nie jesteś to wiedz, że tak jest. ;)