JEŚLI SKOPIUJESZ COŚ Z TEGO BLOGA, ABY CZERPAĆ WŁASNE KORZYŚCI - MOJE GLANY NIE WYTRZYMAJĄ!!!

OSTRZEŻENIE:

Czytanie bloga zagraża życiu lub zdrowiu (potwierdzono naukowo)!

czwartek, 25 września 2014


John Bonham - Led Zeppelin
PAMIĘTAMY!

31 maja 1948 - 25 września 1980

poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział 17

 

Crazy Bitch


Jimmy i Ewa wolno spacerowali po miejskim parku. Popijali Colę (!) ze szklanych buteleczek, popularnych w tamtym czasie. Los Angeles pogrążone było w półmroku, bo niby był środek nocy, ale latarnie i neony nie pozwalały miastu pogrążyć się w ciemnościach. Bary tętniły życiem, cały czas ktoś z nich wychodził i szedł do kolejnego, albo ktoś był z nich brutalnie wyrzucany przez tęgiego ochroniarza. Na skraju zacienionych uliczek dealerzy rozprowadzali narkotyki. Taksówki zatrzymywały się wzdłuż całego Sunset, dowożąc imprezowiczów do klubów i na dyskoteki. W powietrzu unosił się dym papierosowy, a w tle słychać było dudnienie basów. Ale i tak dzisiaj było tu trochę spokojniej, bo spora część ludzi zgromadziła się w popularnym z dobrych hard party "Hellhouse", gdzie właśnie odbywała się jedna z takich imprez z okazji urodzin jednego z gospodarzy. Chociaż połowa gości nie miała o tym pojęcia. Ale kiedy tylko po Sunset Strip rozniosła się plotka (a tam plotki roznosiły się w błyskawicznym tempie), że Led Zeppelin będą na zapowiadanej hard party, fani tłumnie zbiegali się do tej starej rudery. Jimmy i Ewa urwali się na chwilę z imprezy. Lekko się zataczając powoli pokonywali żwirowaną ścieżkę. W końcu usiedli na drewnianej ławce w świetle ulicznej latarni, w głębi parku.
- To gdzie mieszkasz w Los Angeles? - zapytał Page.
- Chwilowo w hotelu. Ale to się może na dniach zmienić.
- Mogą cię wyjebać za nieopłacanie pobytu? 
- Nie! - wybuchnęli śmiechem.
- A skąd bierzesz kasę, żeby opłacać?
- Na razie pracuję w barach.
- Jesteś striptizerką?!
- Nie! - znowu wybuchnęli śmiechem.
- To kim można być w barze?
- A o kelnerkach nie słyszałeś?
- Ja pierdolęę...
- No widzisz, słyszałeś!
- Ok.  A po co tu przyjechałaś?
- Muszę znaleźć jakąś pracę, a po studiach malarskich  najbardziej zachęcającą dla mnie ofertą jest projektant okładek płyt.
- A masz coś konkretnego? Jakąś wytwórnię, która cię najbardziej pociąga? Gdybyś została w Wielkiej Brytanii i zatrudnili by cię w Atlantic to może być nam kiedyś zaprojektowała okładkę. - powiedział i uśmiechnął się pod nosem.
-No. Ty wiesz co...? - brunetka zapatrzyła się w odległy punkt przed sobą. 
- Co? - zapytał gitarzysta juz czując, że Ewa zaraz powie, że "to nie jest taki głupi pomysł...".
- Masz zęby jak Plant!
- Ja?! Ja mam proste, a on ma krzywe! - oburzenie Jimmy'ego doprowadziło Ewę do histerycznego śmiechu. Jimmy pokręcił głową z oburzeniem i spojrzał na przyjaciółkę, która tarzała się po trawie za ławką.
- Echh ty... mruknął, przelazł przez oparcie ławki i niespodziewanie wskoczył na Ewę, która w odpowiedzi zaczęła się śmiać jeszcze głośniej. Zaczęli się turlać po trawie, którą już pokryła rosa. Po kilku minutach turlania, szarpania i krzyków ("Zrobisz to jeszcze raz, a powiem twojej zonie, że ją zdradzasz!", "To ty mnie szarpiesz za koszulkę, weź mnie nie rozbieraj!", "A spróbuj się, to pożałujesz i będziesz się musiał trzepać z tej trawy na środku Sunset!", "Och, trzepać, będę się musiał trzepać...", "Złaź ze mnie, Jimmy, ty zboczeńcu! Widzę jak się podniecasz!", "Ja? Przyznaj, że to ci się podoba!") w końcu zmęczeni wstali z ziemi. Zaczęli się otrzepywać z trawy.
- No trzep, trzep... - mruknął Jimmy i położył Ewie ręką na ramieniu.
- Idź, zboczuchu! - dziewczyna zrzuciła jego rękę. Mimo wszystko byli w wyśmienitych humorach, na co duży wpływ miał alkohol, który zdążyli wypić jeszcze w Hellhouse. Nagle Page spostrzegł dwie meatlówy idące w ich kierunku. Kiedy były już w odległości kilku kroków Jimmy przystąpił do działania.
- Heej... - mruknął i puścił oczko do nieznajomych, które uśmiechnęły się do chłopaka. - Jestem Jimmy. Tak, Page, tan wiecie, seksowny, znaczy najseksowniejszy gitarzysta na świecie z Led Zeppelin. Kojarzycie takich chłopców?
- Tak, Jimmy, znamy Led Zeppelin - wtrąciła się Ewa.
- Tak, my też. Jestem Charlotte. - powiedziała niższa z dziewczyn, w skórzanej ramonesce.
- A ja Jackie - przedstawiła się druga. Miała oczy pomalowane czarną kredkę i tak samo czarne włosy, które spływały gładko na ramiona.
- Ja jestem Ewa. - przedstawiła się brunetka z mokrymi od rosy włosami.
- A co tu porabiacie dziewczyny... - zagadnął Page. I nagle stało się coś pozornie niemożliwego. Jimmy chcąc zrobić seksowną pozę oparł łokieć na stojącej za nim latarni. Gitarzysta uśmiechnął się zalotnie do dziewczyn i... latarnia o którą się oprał runęła do tyłu jak tabliczka domino ściągając ze sobą na ziemię kable. Powstało spięcie i wzdłuż całego Sunset, jak za pstryknięciem pstryczka od światła pogasły wszystkie neony, szyldy barów, nazwy dyskotek, muzyka ucichła i przez jedną jedyną sekundę wzdłuż całej Sunset Strip zrobiła się niemal jak makiem zasiał, tylko pojedyncze samochody jechały ulicą, bo im do jazdy elektryczność z przewodów nie była potrzebna. Ledwo Jimmy i dziewczyny zorientowali się co się stało, puścili się biegiem przed siebie. Wszyscy podzielali opinię, że lepiej jak najszybciej stamtąd zniknąć. Wszyscy zaczęli się śmiać i ledwo łapali oddech.
- Hahaha, Jimmy! - powiedziała Ewa - Ty debilu, przewróciłeś łokciem latarnię w Los Angeles! - i zaniosła się szaleńczym śmiechem, czemu wtórował bez namysłu pół trzeźwy, pół pijany Jimmy. I jak ma to teraz powiedzieć chłopakom?

***

Wkurzony Axl po omacku wchodził do domu.
- Kurwa mać! Gdzie ten pierdolony prąd! Jak jest potrzebny to go nigdy nie ma!
- Axl - zapytał Duff - gdzie mamy korki, bo chyba nam je wywaliło...
- A w dupie to mam! Gdzie jest moje światło?!
I w tym momencie atmosfera zrobiła się bardzo gęsta, bo jak się okazało na imprezę wrócił Jimmy i Ewa i zaczęli opowiadać o tym, jak to Jimmy łokciem zwalił metalową latarnię gdzieś na Sunset Strip, i jak to chwile później zabrakło elektryczności.



Następnego poranka


Wszyscy domownicy zebrali się w kuchni i w pośpiechu przygotowywali się do śniadania. Zeppelini zgodzili się obchodzić Wielkanoc, tak jak świętowana jest w USA. Obyczaje były nieco inne niż w Wielkiej Brytanii. Slash, Duff i Steven rysowali na jajkach króliczki z Playboy'a.
- Popatrz Axl, jakie będziemy mieć ładne pisanki. - powiedział McKagan patrząc na swoje dzieło.
- Świetne. - powiedział sarkastycznie Rose. W pokoju panowała dość napięta atmosfera.
- Kurwa! - syknął Adler, kiedy skorupka, malowanego właśnie przez niego jajka pękła, a białko z żółtkiem rozlały na stół. Plant popatrzył kątem oka na blondyna (nie, nie na siebie).
- Ale wy wiecie, że jajka do malowania i w ogóle ozdabiania się gotuje? -  zapytał z powątpiewaniem. Gitarzysta, basista i perkusista zatrzymali się.
- S-serio? - zapytał przestraszony Duff. Robert pokiwał głową. "Malarze" jak na zawołanie zerwali się z krzeseł i włożyli jajka do garnka. Zalali je wodą i zamierzali ugotować. Problem polegał na tym, że nawet nie wiedzieli jak się je gotuje. Jimmy najzwyczajniej w świecie oglądał telewizor i pił herbatę owocową (stwierdził, że się powstrzyma i dopiero, gdy zjedzą śniadanie wielkanocne weźmie się za Daniels'a). Bonham zwlekł się z łóżka i zszedł na dół. Założył koszulkę stając na środku kuchni i zlustrował zaspanym wzrokiem wszystkich, znajdujących się w pokoju. Izzy zajęty był tłumaczeniem Jones'owi amerykańskich obyczajów i rozkładaniem na stole obrusu, na którym Page narysował baranka wielkanocnego i kaczątko, wszystko przyozdobił podobnymi symbolami wielkanocnymi (w końcu skończył szkołę artystyczną - musiał się wykazać!).
- Panowie, możemy siadać? - zapytał po pewnym czasie Plant patrząc na  Gunsów.
- Jacy "panowie"? - zapytał Jones patrząc na Roberta. Wokalista spojrzał na niego wściekle.
- Tak więc? - spytał patrząc na zastawiony stół.
- Tak! - powiedział Axl i zajął swoje miejsce przy stole. Wszyscy pozostali zrobili to samo.

***
John spojrzał zrezygnowany na stos gazet i magazynów ustawiony przed nim na stole. Znów trzeba było je przejrzeć. Nagle ktoś wpadł na niego, popychając go na piętrzącą się prasę. Jones zatrzymał się na stoliku, ale czasopisma rozsypały się na podłodze.
- Kurwa. - zaklął pod nosem chłopak. Jimmy pobiegł dalej, nawet nie odwracając się za siebie. basista nie chciał wiedzieć gdzie ten się tak śpieszy. Spojrzał na gazety. Jego uwagę przykuło zdjęcie leżące na samym wierzchu. Była to strona wyrwana z "Hit Parader". Na tej stronie było jego zdjęcie, a dopiskiem, który KTOŚ wykonał własnoręcznie białym markerem. Blondyn schylił się i podniósł fotografię. Popatrzył na nią i zgniótł w papierową kulkę. Pokręcił głową z dezaprobatą i rzucił ją za siebie. Bonzo, wchodzący właśnie do pokoju, złapał ją zwinnie. Rozwinął i rozprostował zgnieciony papier, w miarę możliwości. Zaśmiał się cwaniacko i usiadł na kanapie.


Jones z westchnieniem schylił się, aby pozbierać prasę, ale nagle jego uwagę przykuł jeden z magazynów. Okładka sprawiła, że ręce zaczęły mu drżeć ze złości, ciśnienie wzrosło do niebezpiecznego poziomu, a oczy rozszerzyły się do wielkości monet 5 £. Zacisnął palce na magazynie i powoli się wyprostował. Z każdą chwilą przyglądania się okładce, a konkretnie zdjęciu umieszczonym na niej, jego oczy coraz bardziej się powiększały. Kiedy wreszcie skojarzył ze sobą wszystkie fakty, oczy miał już wielkości talerzy obiadowych. Bonham popatrzył na niego ze strachem. Jones zagotował się ze złości.
- ROOOBBEEEEEERRT!!!!! - wydarł się w końcu. - TY SKURWIELU, TY CHUJU, TY IDIOTO, TY KRETYNIE, TY DEBILU, MOŻESZ MI, KURWA, WYTŁUMACZYĆ, CO TO, DO CHOLERY JASNEJ, JEST???!! - Plant wpadł do pokoju zirytowany. Bynajmniej nie spodobały mu się określenia, jakich użył w stosunku do niego przyjaciel. Już chciał coś powiedzieć, ale basista podetknął mu pod nos magazyn. Zdumienie wokalisty nie miało granic.
- No! - powiedział wciąż wściekły basista - Możesz mi teraz wytłumaczyć, CO TO JEST??!!
- N-noo... alee... Jak?
- NO WŁAŚNIE, JAK, SIĘ PYTAM?!
Bonzo stanął za Robertem i z zaciekawieniem zerkał mu przez ramię, żeby zobaczyć, co tak zdenerwowało (delikatnie mówiąc) John'a. To co zobaczył i na nim wywarło nie małe wrażenie. Nie wiedział co powiedzieć, ani nawet co myśleć.
- TAK WIĘC??! - Jones nie dawał za wygraną.
- Ale żeby z Peter'em...? No Robert... - naigrawał się Bonham. Pozostałym jakoś nie było do śmiechu. Chociaż nie było Jimmy'ego, jemu pewnie by było. Z resztą jak zawsze.


- I jak zamierzasz to odkręcić? - zapytał basista. - Sam doskonale wiesz, że za kilka dni to zdjęcie będzie w s z ę d z i e. - zaakcentował ostatnie słowo.

***

Slash'a drzemiącego na kanapie obudził głośny dźwięk telefonu. Na początku nie zdał sobie w ogóle sprawy, co się dzieje. Rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem po pokoju, zamrugał parę razy, potrząsnął głową, aby odrzucić z twarzy włosy. W końcu łypnął podejrzliwie na aparaturę nadal wydającą irytujące "DRRRRRRRrrrrrrrryyńńńń!!!". Nikt nie kwapił się, aby odebrać. Hudson z pewnym ociąganiem podniósł słuchawkę i bardzo powoli przyłożył sobie do ucha, zastanawiając się, czemu to on musi zawsze odbierać telefon i czemu zawsze kiedy dzwoni to on musi znajdować się najbliżej niego...?
- Halo, tutaj ekskluzywna rezydencja Guns N' Roses, w czym mogę służyć? - wymamrotał do słuchawki myślami nadal będąc daleko stąd - (...) Yyyy... Słucham? Chyba się przesłyszałem? Annie Plant? (...) Roberta?! (...) A mogę wiedzieć, skąd pani ma nasz numer telefonu? (...) Nie, nie! Nie chcę być dociekliwy, tylko staraliśmy się go nie udostęp... (...) Zdjęcie? Gazeta? O czym pani mówi... (...) Dobrze, dobrze, już daję! - Saul trochę przestraszony oderwał słuchawkę od ucha - Robert?! Robert! ROBERT, TELEFON DO CIEBIE!! - chwilę potem Plant zeskoczył z ostatniego stopnia schodów i złapał słuchawkę, opierając ją sobie na ramieniu i przyciskając do ucha, w tym czasie dopinając spodnie.
- Słucham? (...) Mama?! - palce, którymi starał się zapiąć guzik nagle mu zdrętwiały. Twarz mu zbladła, zastygł na niej szok i przerażenie. Prawie upuścił słuchawkę, którą dociskał ramieniem do ucha mając zajęte ręce. Teraz złapał słuchawkę w dłoń i otrząsnął się z szoku. Ponownie przyłożył ją do ucha i słuchał. - No dobrze, ale co ja miałem zrobić?! (...) A czy to moja wina, że oni mieli to zdjęcie?! (...) Mamo! Ja mam 22 lata, mamo! Nie jestem dzieckiem! (...) I co mnie obchodzi, że będziesz się wstydzić wyjść na ulicę?! Wiesz, ja też bym się wstydził, gdybym zakładał słomkowy kapelusz z żółta kokardą! (...) Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie nazywała mnie "Pysiaczkiem"??!!...

***

- No przekręć! Mocniej! – szeptał do ucha Axl’a Izzy. Zdawali sobie obaj sprawę, że może nie postępują właściwie, ale pokusa była zbyt silna. Z resztą Izzy był optymistycznym człowiekiem, którego pozytywne nastawienie do życia i świata udzielało się każdemu, kto został obdarowany jego życzliwym uśmiechem. Dodawał wszystkim nadziei na lepsze jutro. Nigdy nie tracił wiary.
- No staram się! – warknął Rose, mocując się z kluczykiem. Nigdy by nie pomyślał, że odpalenie motoru jest takie trudne. A może trudność polegała na braku doświadczenia?
- Weź się przyłóż. To proste. – ponaglał go Stradlin.
- Tak, kurwa, proste jak włosy Slash’a! – odpyskował Rudy.
- Słyszałem. – powiedział przechodzący obok uchylonych drzwi szopy Hudson. Miał ubrane rybaczki i słomkowy kapelusz. W jednej ręce trzymał flaszkę, a w drugiej, opartą na ramieniu, łopatę. Przyjaciele oderwali się na chwile od swojego zajęcia i wytrzeszczyli na niego oczy.
- A ten co? Robi za wieśniaka w Los Angeles? – zapytał z kpiną wokalista. - Jeszcze nam tu tylko takich brakuje. - i splunął na ziemię. Pierwszy szok u chłopaków wywołał wygląd Mulata, a drugi fakt, że widział ich próbujących odpalić motor Page’a. Spojrzeli na siebie przestraszeni. Pozostawało im tylko mieć nadzieję, że nikomu nie powie. Axl jeszcze raz przekręcił kluczyk w stacyjce. Nieudana próba zakończyła się karcącym spojrzeniem ze strony Izzy’ego.
- I co się gapisz? – zdenerwował się Rudzielec. – Lepiej patrz, czy nikt nie idzie. – Szatyn ze zrezygnowaniem wyjrzał na zewnątrz. Przeraził się nie na żarty. Wpadł do środka spanikowany.
- Axl, Axl, Jimmy tu idzie! – przekazał mu szybko, bez owijania w bawełnę, wiadomość. Rose zrobił wielkie oczy. Nie wiedział co robić. Dobrze, że chociaż Izzy zachował trzeźwość umysłu (no może nie do końca, bo chyba na trzeźwo nie wpadliby na pomysł odpalenia motoru Page’a…).
- Nie daj po sobie poznać, że jesteś zdenerwowany. Schowaj kluczyki do kieszeni i odejdź, do cholery, od tego Harley’a! – wyrzucił z siebie szeptem z prędkością światła. Page wszedł do szopy, kiedy Izzy zdecydował się z niej wyjść. A przynajmniej tak udawał. Jego umiejętności aktorskie właśnie przechodziły ciężką próbę.
- Cześć! – zagadnął rytmiczny. – Jimmy, a może ty widziałeś… tee… noo… jak to się mówi… Yyy… łopatę, tak, łopatę! – spytał, starając się za wszelką cenę oderwać uwagę Brytyjczyka od motorów i zagubionego Axl’a. On był dobry w kłamaniu przed policją, ale trzymając w kieszeni kluczyki od motoru Jimmy’ego Page’a i stojąc przed nim, oddychając tym samym powietrzem co on, nie nadawał się zupełnie do niczego. Sam Izzy miał problem z kłamaniem w żywe oczy swojemu idolowi.
- Yyy… Chyba Slash ją niósł. – powiedział zamyślony Page.
- Aha! – rytmiczny krzyknął tryumfalnie. – Dzięki! – razem z Rose’m wyszli z szopy i pobiegli do domu. W między czasie Jimmy zastanawiał się, gdzie mógł podziać kluczyki do Davidson’a…?
- Wrzuć je pod stół – rozkazał szeptem Izzy. Axl posłusznie schował kluczyki za nogą stołu, uważając, aby nikt go nie zauważył. I wtedy zdarzyło się kilka rzeczy na raz; Duff krzyknął z bólu i przerażenia, na Axl'a i Izzy'ego posypał się deszcz szklanych odłamków, a na piętrze ktoś piskliwie wrzasnął. Rose poderwał się z ziemi i omiótł spojrzeniem pokój. Duff leżał na stole zawalonym kawałkami szkła. W wybitym oknie stał Slash z łopatą, z góry po schodach zbiegał Plant, a Izzy wciąż osłaniał sobie głowę rękami.
- Frrrreeeeeddddiiiieeee!!! - piskliwy, histeryczny głos krzyknął gdzieś w tle i wokalista Led Zeppelin wypadł na zewnątrz.
- Co się stało? - zapytał oszołomiony Izzy.
- Tamten wzmacniacz - zaczął Hudson - przewróciłby się na mojego węża, więc obróciłem się, żeby go uratować, ale ten debil Duff stał za mną, więc przypadkowo go trzepnąłem łopatą w łeb, a on poleciał na okno i je po prostu wybił.
- Biedny, naś malusi Fled, już dobzie, Lobelt juź tu jeśt, śkalbie! - Plant już trzymał w objęciach boa.
- Eee... Slash... A co ty w ogóle robisz z tą łopatą? - zapytał Axl.
- Ja? Kopię dołek, w którym będzie sobie mógł spać Fred w upalne dni. Taka przytulna nora na świeżym powietrzu, a nie w tym zatęchłym domu, kurwaa! - odparł obojętnie, a McKagan przerażony tą wizją i bliskością węża zemdlał.
- Kto mu robi sztuczne oddychanie?! - krzyknął Axl i odskoczył od basisty.
______________________________________________________

No. Dawno nic nie było. Osobiści uważam, że rozdział nie jest jakiś prześmieszny, ale nie mogę powiedzieć, że nie jestem z niego zadowolona. :)
Aha, i jak widzicie jest taka mini playlista. Wybrałam piosenki, które mi poprawiają humor, a przy "Man On the Prowl (Włóczęga)" wybucham śmiechem. xD

JEŚLI KTOŚ NIE CZYTAŁ MOJEGO DODATKU O QUEEN,  ODSYŁAM W DÓŁ!!! :)

czwartek, 4 września 2014

05.10.1946! Freddie Mercury!


Tytuł mówi wszystko. XD

Pierwsza sesja zdjęciowa Queen w mieszkaniu Freddie'go.


Pierwsza sesja zdjęciowa Queen w studio. xD